Czerwony śnieg to książka, z którą wiązałam tak duże nadzieje, że od razu po wyjęciu jej z paczki zaczęłam ją czytać. Opis jest intrygujący, okładka przyciąga wzrok i pewnie mało kto przejdzie obok niej obojętnie. Pierwsze, co mnie zaskoczyło i rozczarowało to objętość. Po skończeniu lektury uznałam, że to nawet lepiej. Bo Ian R. MacLeod to autor z niesamowicie mocno rozbudowaną wyobraźnią, jednak stylem tak ciężkim, że można połamać sobie na nim zęby.
Karl Haupmann swoje w życiu przeszedł. Jako lekarz na Wojnie Secesyjnej natrafił na dziwną istotę, która grasuje pośród zwłok. Od tamtej pory nie jest już taki, jak wcześniej. Jego egzystencja od teraz skupia się przede wszystkim na wyjaśnieniu, z czym wtedy miał do czynienia i co powinien zrobić, by polepszyć swój byt. Nie jest to takie proste, nawet gdy ma się przed sobą wieczność.
Plany się zmieniają. Albo w ogóle przestają być planami.
Miłym akcentem dla mnie było odnalezienie w Czerwonym śniegu polskiej rzeczywistości. Losy Karla dzieją się w niedobrym dla naszego kraju czasie, a autorowi udało się oddać doskonale to, jak wyglądał kraj podczas rozbiorów i już przez to warto po tę pozycję sięgnąć. Historyczne tło Czerwonego śniegu zwala z nóg. Dokładnie podane daty i wydarzenia społeczne i obyczajowe również mocno mi się spodobały. Pod tym względem ta książka dopieszczona jest w każdym szczególe i widać, że poświęcono jej naprawdę dużo czasu.
Ian R. MacLeod stworzył też koncepcję wampiryzmu praktycznie całkowicie on nowa. Może i żywią się one krwią, jednak mają swoje indywidualne cechy, z którymi się wcześnie nie spotkałam. Podobało mi się poszukiwanie przez bohatera wyjaśnień dotyczących tego stanu. Było to bardzo realistyczne i teraz zastanawiam się, czy gdzieś nie czai się takie zło. Chociaż poza Karlem inne postaci są dużo mniej wyraziste, to i tak należy się autorowi kilka miłych słów za ich kreacje. Szkoda tylko, że nie dałam rady poczuć do żadnej ani grama sympatii i całkowicie nie obchodził mnie ich los. Czytałam tę książkę ze względu na ciekawość.
Jako ofiara historii doskonale wiedział, że ludzka egzystencja zawsze tak wyglądała - szaleństwo za szaleństwem, stulecie za stuleciem, napad chciwości za napadem.
W Czerwony śnieg bardzo trudno jest się wciągnąć. Na początek wita nas chłodny klimat rodem z powieści grozy. Taki sam towarzyszy nam już przez całą resztę historii. Nie przepadam za czymś takim, więc nie wiedziałam, czy powinnam w ogóle kontynuować lekturę. Uznałam jednak, że trzeba dać szansę MacLeodowi i zacięcie czytałam dalej. Z nadzieją, że mi się spodoba i będę tak zachwycona, jak większość osób, których opinie czytałam. Bo nie da się zaprzeczyć, że ta pozycja coś w sobie ma i widać to już na pierwszy rzut oka. Jest tak wyjątkowa, że z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu.
Najbardziej mnie ubódł mój obojętny stosunek do Karla Haupmanna. Spotkałam się już z tym problemem podczas lektury Ostatnich dni Nowego Paryża i obie te książki są tak samo oryginalne. Dla osób, które szukają czegoś, co na długo zostanie w ich pamięci to dzieło Iana R. MacLeoda jest dobrym wyborem. Jeśli jednak zwracacie uwagę na swój stosunek emocjonalny do postaci, to tutaj możecie się rozczarować równie mocno, jak ja.
Ogólna ocena: 06/10 (dobra)
681 // Czerwony śnieg // Ian R. MacLeod // Red Snow // Wojciech Próchniewicz // 23 lutego 2018 // 384 strony // Wydawnictwo MAG // 35,00 zł
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu MAG!
Kyou czyta UW, cieszy mnie to bardzo. :) UW i Artefakty to najlepsze serie fantastyki bezwzględnie. I jak całość i jako każda z pozycji z osobna się bronią. A MacLeod bardzo dobry. Wczoraj mi właśnie przyszedł pocztą i zaraz po opowiadaniach Gaimana się za to zabieram. :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, co będziesz o niej myślał :D Tobie się chyba Ostatnie dni Nowego Paryża mocno podobały, to na pewno będziesz zadowolony, bo mi się styl autorów bardzo podobny wydał ;D
UsuńA opowiadania Gaimana mocniej mi się podobały niż cokolwiek innego od niego, i się tych drugich nie mogę doczekać :D
Może przeczytam.
OdpowiedzUsuńWarto dla samej fabuły :D
Usuń