Równo rok temu zaczęłam swoją przygodę z Sebastienem de Castell i jego cyklem o Wielkich Płaszczach. Ostrze zdrajcy zrobiło w blogosferze wielki szum. Osobiście nie byłam tak mocno zachwycona, jak wszyscy inni i nie czekałam z wielkim zniecierpliwieniem na kontynuację. Wiedziałam, że po Cień rycerza na pewno sięgnę, jednak nie czułam, że musi to być już. Gdyby nie to, że miałam ochotę na jakąś lżejszą fantastykę zapewne kilka dni ta książka przeleżałaby na półce. Gdy zaczęłam ją czytać miałam wrażenie, że - podobnie jak przy pierwszym tomie - wystarczy mi na lekturę jej jeden dzień. Tym razem nie było jednak tak kolorowo.
Falcio val Mond ma trzy cele w życiu. Utrzymać przy życiu dziedziczkę ukochanego Króla, odbudować honor Wielkich Płaszczy i przeżyć. To ostatnie robi się coraz trudniejsze, gdyż w jego żyłach krąży trucizna, która zabija go powoli każdego dnia, a liczba jego wrogów wzrasta. Z pomocą Krawcowej powinno im być łatwiej, jednak wygląda na to, że stara kobieta ma swoje plany, o których nie mówi Falciowi. W niczym to im nie pomaga, a Aline - zwykła trzynastolatka - nie czuje się gotowa do objęcia tronu. W głowię kantora Wielkich Płaszczy krąży jedno pytanie: czego właściwie chciał Król, jego najlepszy przyjaciel?
Jestem pewny, że wszyscy zaczną myśleć o mnie dużo cieplej, kiedy umrę.
Ogromnym atutem książek Sebastiena de Castell jest poczucie humoru. Dzięki temu czyta się je dużo lżej i szybciej. Pióro autora też jest bardzo przyjemne, więc Wielkie Płaszcze z powodzeniem można czytać dla przyjemności. Nie mamy tutaj styczności z kolejną serią, która ma naprawdę ciekawą fabułę, jednak czytanie jej jest niczym wchodzenie pod górę z plecakiem pełnym kamieni. Podczas czytania Cienia rycerza miałam momenty, gdy naprawdę marzyłam tylko o tym, by tę książkę już skończyć. Dłużyła mi się czasami okropnie i uważam, że Falcio niekiedy za dużo myśli, zamiast zwyczajnie działać.
Nie da się ukryć, że autor potrafi wywoływać spore emocje. Często uderza w patetyczny ton, a to do mnie, niestety, mocno zawsze przemawia. Wierność Falcio, jego wytrwałość i wiara sprawia, że naprawdę nie da się go nie lubić, mimo naiwności, którą namiętnie się wykazuje. Inne Wielkie Płaszcze również mają mocne charaktery i widać ich wyraźnie na kartach tej książki. Polubiłam bardzo Darrianę oraz Valianę i to one dwie, obok Falcio, są moimi ulubionymi postaciami. Krawcowa zaś po wszystkich wydarzeniach z Cienia rycerza bardzo dużo straciła w moich oczach i trochę żałuję, że nikt się nie potknął i niechcący nie przebił jej rapierem.
Radość i szczęście to garść piasku rozrzuconego na pustyni przemocy i przerażenia.
Teraz widać, że Ostrze zdrajcy to był po prostu przydługi wstęp przed Cieniem rycerza. Autor musi mieć bardzo bogatą wyobraźnię i być świetnym w organizacji, skoro udało mu się zaplanować cztery tomy. Widać tutaj, że nic nie dzieje się przypadkiem i de Castell od początku wiedział co się wydarzy, kiedy i po co. Miło się czyta takie książki, jednak fanką Wielkich Płaszczy i autora nazwać się nie mogę. Jak dla mnie jest to naprawdę przyjemny cykl, który wywołuje falę emocji, jednak nie udało mu się mnie wciągnąć i kilka dni spędziłam - niekiedy męcząc się - nad Cieniem rycerza. Chyba domyślam się, jak zakończy się ten cykl, jednak może autor planuje nas wszystkich jakoś zaskoczyć. Po Krew świętego również sięgnę - ze zwykłej ciekawości - jednak nie czuję co do tego jakiejś palącej potrzeby.
Ogólna ocena: 07/10 (bardzo dobra)
694 // Cień rycerza // Sebastien de Castell // Knight's Shadow // Paweł Podmiotko // Wielkie Płaszcze // tom 2 // 04 kwietnia 2018 // 648 stron // Wydawnictwo Insignis // 39,99 zł
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Insignis!
"Teraz widać, że Ostrze zdrajcy to był po prostu przydługi wstęp przed Cieniem rycerza." - zdecydowanie, mam dokładnie takie same myśli, chociaż jestem dopiero w połowie. Ale w sumie "Ostrze zdrajcy" od początku - przynajmniej dla mnie - robiło dokładnie takie wrażenie, bo jednak było w nim za mało mięsa. ;)
OdpowiedzUsuń