Po bardzo dobrym początku z opowieściami grozy - Omen to dobra historia na start - uznałam, że trzeba kuć żelazo póki gorące i zabrałam się za Ostatnie dni Jacka Sparksa. Jest to książka, która wszędzie zbierała tak pozytywne opinie, że nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, więc podeszłam do tej historii z całkiem otwartym umysłem. Miałam nadzieję, że przepłynę przez nią równie szybko jak przez Omen, jednak tutaj się zawiodłam. Spędziłam z nią zdecydowanie zbyt dużo czasu, a każda strona towarzyszenia Jackowi Sparksowi była katorgą. Już dawno nie miałam styczności z bohaterem, który - brzydko mówiąc - po prostu byłby idiotą.
Jack Sparks był kontrowersyjnym dziennikarzem i gwiazdą. Pewnego dnia po prostu zginął, a okoliczności tych wydarzeń są wciąż nieznane. Zasłynął książkami o narkotykach i gangach, przy pisaniu których niejednokrotnie staczał się z obranej ścieżki i właśnie to - bardziej niż twórczość - przyniosło mu sławę. Tym razem zaczął pracę nad pozycją o zjawiskach nadprzyrodzonych, chociaż jest zdeklarowanym ateistą i bezlitośnie wyśmiewa wszystkich, którzy choć trochę w duchy i inne zjawy wierzą. Jego nowa książka ma pokazywać, że takie kwestie są zwykłymi mistyfikacjami, jednak na początek musi wziąć udział w kilku takich szopkach, by je skutecznie obnażyć. Po pewnym egzorcyzmie na jego koncie na YouTube pojawia się kip video, rzekomo dodany przez niego samego, a Sparks zaczyna obsesyjnie szukać zarówno twórcy jak i rozwiązania, co nie wróży mu długiego życia.
Jack Sparks to mężczyzna, który zdecydowanie kocha siebie i uważa, że sława, którą się cieszy, jest w pełni zasłużona. Dawno już nie spotkałam bohatera tak próżnego, przekonanego o swoim geniuszu i skrajnie nieodpowiedzialnego. Zanim zaczęłam czytać Ostatnie dni Jacka Sparksa obawiałam się, że przywiążę się do niego zbyt mocno i zakończenie przez niego żywota mocno mnie zaboli. Szybko okazało się jednak, że wręcz nie mogę się doczekać chwili, gdy on - kolokwialnie mówiąc - kopnie w kalendarz. Ta niechęć pokazuje, że Jason Arnopp stworzył postać bardzo realną, która mogłaby istnieć naprawdę. Autor chciał stworzyć wrażenie, że trzymamy w ręku biografię i spis ostatnich dni istniejącego człowieka i w pewien sposób mu się to udało. Gdyby nie podpisał się pod Ostatnimi dniami Jacka Sparksa można by nawet w to uwierzyć. Pomóc w tej mistyfikacji miała też strona internetowa stworzona tak, by wyglądała na dzieło głównego bohatera książki.
Chociaż forma, jaką posługuje się Arnopp, jest bardzo ciekawa, tak od samego początku do końca nie mogłam się wgryźć w Ostatnie dni Jacka Sparksa i miałam nadzieję, że uda mi się po prostu szybko tę opowieść skończyć. Nie było to jednak takie proste i męczyłam się okropnie długo z nią. Chociaż wszyscy czytelnicy potwierdzają, że mamy tutaj styczność z powieścią grozy, to osobiście tego nie odczułam. Te wątki, które powinny być przerażające i wzbudzać niepokój nie działały na mnie w żaden sposób. Niespodziewanie okazałam się odporna na gatunek, którego tak okropnie się bałam. Po Naturaliście, który przecież jest kryminałem, miałam problem z samotną wycieczką w nocy do łazienki. Po skończeniu Ostatnich dni czułam jedynie ulgę, że mogę już przeczytać coś innego i pochować Jacka Sparksa głęboko w pamięci.
Jack Sparks najbardziej lubi pisać o sobie, co widać w przedstawieniu innych bohaterów. Są oni płascy, gdyż tak naprawdę nic o nich nie wiemy. Jest to zabieg celowy, ale odebrałam to jako pójście na łatwiznę autora, który mógł się skupić na dobrej kreacji jednej osoby, a nie całego grona. Gdybym mogła skupić się na kimś innym pewnie inaczej odebrałabym całość fabuły. Im dłużej towarzyszyłam Sparskowi w jego przedsięwzięciu tym bardziej nieciekawy mi się wydawał, a fabuła mocno naciągana. Słyszałam takie zdania o Czarnej Madonnie, Remigiusza Mroza, a według mnie nasz polski autor dużo lepiej sobie poradził z przedstawieniem zjawisk nadprzyrodzonych i z sianiem grozy niż Jason Arnopp.
Gdyby ktoś powiedział mi, że ten przez wszystkich zachwalany horror wypadnie w moich oczach tak słabo... Nie uwierzyłabym. Najbardziej zirytował mnie fakt, ile musiałam czasu poświęcić, żeby dać autorowi i Jackowi Sparksowi jedną, pełną szansę. Mogłabym w tym czasie poznać jakieś dwie, trzy inne historie, które nie zawiodłyby mnie tak mocno i fakt, że ponoć Ostatnie dni Jacka Sparksa mają zostać zekranizowane dziwnie mnie zaskoczył. Nie powinnam się jednak dziwić: tyle pozytywnych opinii tej historii krąży po świecie, że twórcy filmu na pewno sporo na nim zarobią. Ja jednak będę unikać zarówno ekranizacji jak i innych książek Jasona Arnoppa, o ile się pojawią.
Ogólna ocena: 04/10 (może być)
Fascynuje mnie, w jakim stopniu zjawiska nadprzyrodzone przenikają do umysłu nawet wtedy, gdy z góry się je odrzuca. Podobnie działają zarazki grypy - również na tych, którzy nie wierzą w ich istnienie.
Chociaż forma, jaką posługuje się Arnopp, jest bardzo ciekawa, tak od samego początku do końca nie mogłam się wgryźć w Ostatnie dni Jacka Sparksa i miałam nadzieję, że uda mi się po prostu szybko tę opowieść skończyć. Nie było to jednak takie proste i męczyłam się okropnie długo z nią. Chociaż wszyscy czytelnicy potwierdzają, że mamy tutaj styczność z powieścią grozy, to osobiście tego nie odczułam. Te wątki, które powinny być przerażające i wzbudzać niepokój nie działały na mnie w żaden sposób. Niespodziewanie okazałam się odporna na gatunek, którego tak okropnie się bałam. Po Naturaliście, który przecież jest kryminałem, miałam problem z samotną wycieczką w nocy do łazienki. Po skończeniu Ostatnich dni czułam jedynie ulgę, że mogę już przeczytać coś innego i pochować Jacka Sparksa głęboko w pamięci.
Jack Sparks najbardziej lubi pisać o sobie, co widać w przedstawieniu innych bohaterów. Są oni płascy, gdyż tak naprawdę nic o nich nie wiemy. Jest to zabieg celowy, ale odebrałam to jako pójście na łatwiznę autora, który mógł się skupić na dobrej kreacji jednej osoby, a nie całego grona. Gdybym mogła skupić się na kimś innym pewnie inaczej odebrałabym całość fabuły. Im dłużej towarzyszyłam Sparskowi w jego przedsięwzięciu tym bardziej nieciekawy mi się wydawał, a fabuła mocno naciągana. Słyszałam takie zdania o Czarnej Madonnie, Remigiusza Mroza, a według mnie nasz polski autor dużo lepiej sobie poradził z przedstawieniem zjawisk nadprzyrodzonych i z sianiem grozy niż Jason Arnopp.
To jest najgorsze: daremna nadzieja.
Ogólna ocena: 04/10 (może być)
750 // Ostatnie dni Jacka Sparksa // Jason Arnopp // Last Days of Jack Sparks // Lesław Haliński // 19 września 2018 // 360 stron // Wydawnictwo Vesper // 34,90 zł
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?