Po przeczytaniu Dwunastu życzeń nie straciłam zapału do czytania książek w klimacie świątecznym. Tamta pozycja nie była spełnieniem moich oczekiwań pod tym względem i zabrakło mi w niej dużej dawki mandarynek, kolęd, miłości. W grudniu nie będę miała czasu - aż tyle - na czytanie, stąd moja chęć do przeżycia wcześniej tej świątecznej radości. Uznałam, że czas najwyższy dać kolejną szansę takim pozycjom i zabrałam się za Okruchy dobra. I to właśnie była powieść, której w danej chwili potrzebowałam.
Święta Bożego Narodzenia to taki czas, gdzie każdy chciałby spędzić czas z rodziną i bliskimi. Dla ludzi samotnych to uczucie jest wtedy jeszcze bardziej odczuwalne. Jowita nie ma już praktycznie grosza przy duszy, a niedługo święta. Musi coś wymyślić, żeby jej mała córeczka nie odczuła braku ojca, który wyjechał za pieniędzmi i ich zostawił i nie dowiedziała się, że on już raczej nie wróci. Małgorzata praktycznie całe życie ma już za sobą, jednak wciąż ma w sobie siłę i czuje się młoda wewnętrznie. W jej mieszkaniu grasują duchy dawno już zmarłych jej bliskich, których trochę się obawia. Święta spędzi sama. Po kłótni z córką, z którą nigdy się nie dogadywała za dobrze, nie ma już nikogo. Karolina ma raka i naprawdę nie miała ochoty już żyć, jednak pewien romans zmienia wszystko. Ale romanse mają to do siebie, że się kończą. Szczególnie wtedy, gdy jedna strona ma żonę...
Szymon nareszcie znalazł pracę i czuje, że może dorównać krewnemu, do którego wszyscy - nawet własna matka - ciągle go porównują. Czas przed świętami ma spędzić w delegacji, która może przynieść mu awans. Ma jednak spore problemy natury tych emocjonalnych. Teraz jednak czas znaleźć jakiś nocleg, gdyż biednemu zawsze wiatr w oczy, a rezerwacja w hotelu nie doszła do skutku... Anna miała spędzić święta na Dominikanie - sama. Po rozwodzie nie ma ochoty na współczujące spojrzenia rodziny i przeznacza na wyjazd całe oszczędności. Wakacje jednak nie dochodzą do skutku, a ona postanawia spędzić ten czas ukrywając się przed wszystkimi we własnym mieszkaniu. Romanowi nigdy nie brakowało pieniędzy, jednak po śmierci żony kontakt z synem jest dla niego niemożliwy. Chłopiec zamknął się w sobie, obwinia ojca o wypadek, a drogie przedmioty, które ciągle dostaje wcale go nie cieszą...
Wszyscy ci bohaterowie mają swoją przeszłość i nikt nie spodziewa się, że coś ich połączy, tak są różni od siebie. Mają jednak jedną wspólną cechę: nieświadomie poszukują ciepła i ratunku od samotności. Chociaż w Dwunastu życzeniach taka ilość postaci była minusem, gdyż z tego powodu były one płaskie i nierozwinięte, to tutaj autorki poradziły sobie z kreacją doskonale. Każdemu poświęcono niewielką ilość miejsca, jednak równocześnie znamy ich historię, marzenia i pragnienia, co zbliża nas do nich. Ciężko byłoby mi wybrać ulubieńca, chociaż Anna podbiła moje serce poprzez adopcję kociaka z ulicy. Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska stworzyły też rozdziały z perspektywy owego kotka, które sprawiły, że łzy ciekły mi ciurkiem po policzkach. Tak samo było z ptaszkiem, który stracił swoje gniazdko. Bohaterowie są pełni życia i nie można oderwać się od czytania o nich.
Niektóre losy łączą się w sposób bardzo przewidywalny, jednak w niczym mi to nie przeszkadzało. Jest to książka z gatunku tych, które ogrzewają serce i duszę i nie oczekuje się od nich zbyt dużej oryginalności. Spora część Okruchów dobra sprawia, że czytelnik ma uśmiech na twarzy i otrzymałam w końcu ten mój wyczekany, świąteczny klimat. Nie brakowało tutaj niczego i do tej pory jak wspominam tę historię cieszy mnie to, co się tam wydarzyło. Zarówno na początku, jak i w środku czy na końcu. Lektura tej historii zajęła mi kilka godzin i po jej skończeniu miałam ochotę albo na ciąg dalszy albo po prostu na przeczytanie jej od nowa. Już dawno nie dostałam takiej dawki radości i nadziei.
Okruchy dobra to idealna pozycja na grudzień i pomoże nawet największym mrukom wczuć się w świąteczny klimat. Teraz mam ochotę biec ubrać choinkę i zacząć ozdabiać otoczenie bańkami, gwiazdkami, mnóstwem czerwieni i brokatem. A tyle jeszcze czasu do Wigilii, barszczu z uszkami i pierogów...
Ogólna ocena: 08/10 (rewelacyjna)
Święta Bożego Narodzenia to taki czas, gdzie każdy chciałby spędzić czas z rodziną i bliskimi. Dla ludzi samotnych to uczucie jest wtedy jeszcze bardziej odczuwalne. Jowita nie ma już praktycznie grosza przy duszy, a niedługo święta. Musi coś wymyślić, żeby jej mała córeczka nie odczuła braku ojca, który wyjechał za pieniędzmi i ich zostawił i nie dowiedziała się, że on już raczej nie wróci. Małgorzata praktycznie całe życie ma już za sobą, jednak wciąż ma w sobie siłę i czuje się młoda wewnętrznie. W jej mieszkaniu grasują duchy dawno już zmarłych jej bliskich, których trochę się obawia. Święta spędzi sama. Po kłótni z córką, z którą nigdy się nie dogadywała za dobrze, nie ma już nikogo. Karolina ma raka i naprawdę nie miała ochoty już żyć, jednak pewien romans zmienia wszystko. Ale romanse mają to do siebie, że się kończą. Szczególnie wtedy, gdy jedna strona ma żonę...
Szymon nareszcie znalazł pracę i czuje, że może dorównać krewnemu, do którego wszyscy - nawet własna matka - ciągle go porównują. Czas przed świętami ma spędzić w delegacji, która może przynieść mu awans. Ma jednak spore problemy natury tych emocjonalnych. Teraz jednak czas znaleźć jakiś nocleg, gdyż biednemu zawsze wiatr w oczy, a rezerwacja w hotelu nie doszła do skutku... Anna miała spędzić święta na Dominikanie - sama. Po rozwodzie nie ma ochoty na współczujące spojrzenia rodziny i przeznacza na wyjazd całe oszczędności. Wakacje jednak nie dochodzą do skutku, a ona postanawia spędzić ten czas ukrywając się przed wszystkimi we własnym mieszkaniu. Romanowi nigdy nie brakowało pieniędzy, jednak po śmierci żony kontakt z synem jest dla niego niemożliwy. Chłopiec zamknął się w sobie, obwinia ojca o wypadek, a drogie przedmioty, które ciągle dostaje wcale go nie cieszą...
Piękno to coś innego niż bycie ładnym.
Niektóre losy łączą się w sposób bardzo przewidywalny, jednak w niczym mi to nie przeszkadzało. Jest to książka z gatunku tych, które ogrzewają serce i duszę i nie oczekuje się od nich zbyt dużej oryginalności. Spora część Okruchów dobra sprawia, że czytelnik ma uśmiech na twarzy i otrzymałam w końcu ten mój wyczekany, świąteczny klimat. Nie brakowało tutaj niczego i do tej pory jak wspominam tę historię cieszy mnie to, co się tam wydarzyło. Zarówno na początku, jak i w środku czy na końcu. Lektura tej historii zajęła mi kilka godzin i po jej skończeniu miałam ochotę albo na ciąg dalszy albo po prostu na przeczytanie jej od nowa. Już dawno nie dostałam takiej dawki radości i nadziei.
Okruchy dobra to idealna pozycja na grudzień i pomoże nawet największym mrukom wczuć się w świąteczny klimat. Teraz mam ochotę biec ubrać choinkę i zacząć ozdabiać otoczenie bańkami, gwiazdkami, mnóstwem czerwieni i brokatem. A tyle jeszcze czasu do Wigilii, barszczu z uszkami i pierogów...
Ogólna ocena: 08/10 (rewelacyjna)
762 // Okruchy dobra // Justyna Bednarek, Jagna Kaczanowska // 31 października 2018 // 400 stron // Wydawnictwo W.A.B. // 36,99 zł
Za możliwość przeczytania dziękuję grupie wydawniczej Foksal!
Podoba Ci się zdjęcie? Polub je na moim książkowym Instagramie 👇
Może w końcu przekonam się do czytania książek o takiej tematyce xD
OdpowiedzUsuńDo tej świątecznej magii warto przygotowywać się jak najwcześniej, a "Okruchy dobra" to idealny na to sposób. I jest tu zdecydowanie mnóstwo "mandarynek, kolęd, miłości", a całość czyta się nad wyraz dobrze. Polecamy już teraz! :)
OdpowiedzUsuń