Na premierę Zabójczej bieli czekałam NIESAMOWICIE mocno. Nie będę ukrywać, że moje oczekiwania przypominały ośmiotysięcznik: były nie do ruszenia i niebezpiecznie wielkie. Każda z trzech poprzednich części naprawdę mi się podobała i fanką Cormorana jestem od pierwszej strony Wołania kukułki. Pierwszym, co mnie uderzyło, była zmiana szaty graficznej okładki. Nie rozumiem tej zmiany i już mi smutno na myśl o tym, jak nie pasuje ona do tych wcześniejszych i aż się cieszę, że nie mam miejsca na regale i nie jestem w stanie położyć całego cyklu obok siebie.
W życiu Robin i Cormorana wiele się zmieniło. Obecnie są wspólnikami, Robin wzięła ślub, cierpi na ataki paniki, a Strike jest w związku z naprawdę wyrozumiałą kobietą. Po wydarzeniach na weselu oboje nie potrafią pozbyć się dystansu, który wyrósł między nimi i traktują się bardzo ozięble. Pewnego dnia w biurze pojawia się mężczyzna z zaburzeniami psychicznymi, co jest widoczne u niego na pierwszy rzut oka. Billy prosi detektywa o pomoc. Wyjawia, że zabójstwo dziewczynki, którego był świadkiem w dzieciństwie nie daje mu spokoju i obawia się o swoje bezpieczeństwo, jednak nim uda się wyciągnąć z niego coś więcej młodzieniec ucieka w panice.
Strike i Robin zostają zatrudnieni przez ministra kultury, Chiswella, który jest ofiarą szantażu i oczekuje, że dwójka detektywów ma pomóc mu w znalezieniu haków na dwóch szantażystów, którzy nie dają mu spokoju. Sprawa nie jest prosta, gdyż jeden z nich jest mąż minister sportu, a drugim skrajny lewicowiec - przypadkiem brat Billy'ego, który zniknął i nie można się z nim skontaktować. Jasper Chiswell nie chce zdradzić, co zrobił w przeszłości, że jest to w stanie zagrozić jego karierze.
Tak to już jest z powszechnym pragnieniem sławy, że ci, którzy ją zdobywają przez przypadek albo wbrew swojej woli, na próżno czekają na zmiłowanie.
Domyślałam się, że relacje Cormorana i Robin nie będą przypominały już tych z poprzednich tomów, jednak to, jak bardzo oddalili się oni od siebie mocno mnie zabolało i sprawiało, że nie mogłam pochłonąć Zabójczej bieli na raz. Poczułam się tak, jakby autorka zrobiła krok do tyłu i sprawiła, że stali się sobie praktycznie obcymi ludźmi i drażniło mnie to. Robin po wydarzeniach z Żniw zła nie przypomina już samej siebie, jednak jest to na tyle logicznym następstwem, że ciężko mi się złościć na ten fakt. Ucieszyłam się, gdy udało mi się skończyć ten tom i dojrzałam światełko w tunelu. Jestem pewna, że kontynuacja - piąta część - będzie niesamowita.
Cormoran również nie przypomina samego siebie i też mnie to zabolało. Uwielbiam jego postać, a tutaj nie mogłam odnaleźć tych cech, które w nim pokochałam ostatnim razem. Można uznać, że autorka specjalnie wypaczyła charaktery swoich bohaterów, bo ciężko, żeby poprzednie wydarzenia nimi nie wstrząsnęły. Doceniam to, bo to się nazywa konsekwencja, a o nią trudno, jeśli chodzi o współczesnych pisarzy.
Czasami zachowywanie się tak, jakby wszystko było z tobą w porządku, sprawia, że rzeczywiście jest w porządku.
Sprawa kryminalna w Zabójczej bieli w żaden sposób nie jest intrygująca. Początkowo oczekiwałam, że skoro dotyczy ona urzędnika państwowego będzie czymś nurtującym, budzącym ogólne zaciekawienie. Szybko jednak doszłam do wniosku, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze i zaginięcie Billy'ego, śmierć tajemniczej dziewczynki czy szantaż w parlamencie przestały być czymś, o czym chciałabym czytać i czytać. Czynnikiem, który również miał na to wpływ był fakt, że Zabójczą biel otrzymałam w formie prebooka, który czytało się naprawdę okropnie. Nie dało się go otworzyć za szeroko, papier był okropnej jakości. Zapewne Wam - kiedy weźmiecie do ręki egzemplarz dostępny ogólnie do sprzedaży - nie będzie to przeszkadzało, jednak dla mnie to był największy problem, jeśli chodzi o wciągnięcie się w całą sytuację. Tak niewygodnie było mi to czytać - szczególnie z ograniczonymi ruchami, jak na kobietę w dziewiątym miesiącu ciąży przystało - że nie miałam ochoty wracać do całej historii.
Przyznam, że zakończenia nie przewidziałam i do samego końca żyłam w nieświadomości, co, kto i po co, ale równocześnie nie poczułam się zaskoczona tak mocno, jak powinnam. Dojście do sedna sprawy zajęło bohaterom sporo czasu, ale i ogólnie było to śledztwo bardzo zagmatwane i bardzo w ciemno, więc podziwiam autorkę za to, że nie dostrzegłam żadnych nielogiczności. Co więcej sam pomysł na Zabójczą biel jest dosyć oryginalnym i łączy w sobie sporo wątków, a w ich natłoku naprawdę łatwo się zagubić.
- Siwe konie mają ciemną skórę pod jasną sierścią. Prawdziwe białe konie..
- ...umierają młodo - dokończył Strike, gdy podeszła do nich barmanka, żeby przyjąć zamówienie.
Spodziewałam się, że lektura tej książki zajmie mi maksymalnie jeden dzień, jednak przeciągnęło się to prawie do tygodnia. Nie uważam, żeby ten czas był czasem zmarnowanym, chociaż na dniach zapewne rodzę, więc powinnam narzekać, że mogłabym przeczytać kilka książek, zamiast jednej. Mam jakąś słabość jednak do Cormorana i Robin, więc cieszę się, że za Zabójczą biel chwyciłam i nie odłożyłam jej na półkę w momencie, gdy okazała się bardzo niewygodna w czytaniu. Przy ocenie starałam się nie zwracać na to uwagi i oceniłam samą treść, która - mimo wszystko - jest naprawdę dobrym kawałkiem historii. Mam nadzieję, że na kontynuację nie będzie trzeba czekać kilku lat.
Ogólna ocena: 07/10 (bardzo dobra)
774 // Zabójcza biel // Robert Galbraith // Lethal White // Anna Gralak // Cormoran Strike // tom 4 // 28 listopada 2018 // 656 stron // Wydawnictwo Dolnośląskie // 49,90 zł
Za możliwość przeczytania dziękuję grupie wydawniczej Publicat!
Jestem w trakcie lektury i muszę przyznać, że mnie też zabolało oddalenie się Robin i Cormorana, ale - co by nie było - sprawiło to, że czytałam i czytałam, reagując na wszystkie wydarzenia :)
OdpowiedzUsuńZostało mi dosłownie 100 stron - zagryzę na raz. No i potem trzeba czekać :/