grudnia 31, 2019

ZAPOWIEDZI I POSTANOWIENIE NOWOROCZNE, KTÓREGO PEWNIE NIE DOTRZYMAM

ZAPOWIEDZI I POSTANOWIENIE NOWOROCZNE, KTÓREGO PEWNIE NIE DOTRZYMAM

grudnia 31, 2019

ZAPOWIEDZI I POSTANOWIENIE NOWOROCZNE, KTÓREGO PEWNIE NIE DOTRZYMAM


I mamy ostatnie godziny tego roku, który dla mnie kończy się naprawdę okropnie i przeraża mnie myśl o tym, co będzie dalej. W końcu jaki sylwester taki cały rok. Już na wstępnie blogger odrzucił moje dwa zdjęcia, od których chciałam zacząć ten wpis. Trudno. Ważne, by wgrał zdjęcia okładek. Musicie mi wybaczyć, że nie zarzucę Was życzeniami noworocznymi, ale nie czuję tego wszystkiego i dla mnie to kolejny dzień, który przeżyłam. Nic więcej. Tak więc depresyjnym klimatem witam Was w moich postanowieniach noworocznych. Mam aż jedno. Pisać recenzję książki od razu po jej przeczytaniu. Nie zwlekać, nie odkładać na jutro. Amen.

WYDAWNICTWO LITERACKIE

Co zrobić, kiedy jesteś nastolatką, a życie rzuca cię znienacka ze słonecznej Kalifornii wprost do zaściankowego Greenwich? Wokół zero znajomych twarzy, a jako opieka – Macoszydło, które „i tak ogarnia więcej niż ojciec”. Generalnie niewesoło... Kiana postanawia jednak traktować tę sytuację jako przejściową. Za kilka tygodni mama skończy zdjęcia do filmu w Utah i obydwie wrócą do domu. Na razie trzeba po prostu przezimować. A jednak wszystko się sypie, już pierwszego dnia... Najpierw Macoszydło odjeżdża z piskiem opon sprzed nowej szkoły, zostawiając dziewczynę samą na pastwę systemu edukacji, a chwilę później na szkolnym parkingu niemal miażdży ją swoim pick-upem niejaki Parker Elias. CAŁY OPIS
Premiera: 29 stycznia 2020

I to by było na tyle zapowiedzi, które mnie zainteresowały. Nienauczalni już czekają na swoją kolej. Jutro pojawią się zapowiedzi literatury dziecięcej, których jest dużo więcej, chociaż są lekko monotonne.

grudnia 29, 2019

KOSMICZNE ROZTERKI // NEIL DEGRASSE TYSON

KOSMICZNE ROZTERKI // NEIL DEGRASSE TYSON

grudnia 29, 2019

KOSMICZNE ROZTERKI // NEIL DEGRASSE TYSON

Ostatnio praktycznie wcale nie mam ochoty na czytanie, a tym bardziej książki podchodzące pod te naukowe. Mimo to zabrałam się za czytanie Kosmicznych rozterek z bardzo prostego powodu. Uwielbiam tego autora. Neil deGrasse Tyson potrafi w naprawdę przystępny sposób zainteresować czytelnika astrofizyką - mnie akurat nie musiał, bo te tematy wprost uwielbiam - i przybliżyć te wszystkie skomplikowane wyrażenia i zagadnienia. Nie wiem dlaczego, ale temat kosmosu jest jednym z moich ulubionych, a poczucie humoru Tysona sprawia, że mam ochotę czytać o tym jeszcze więcej i więcej.

Kosmiczne rozterki to już trzecia – po Astrofizyce dla zabieganych i Kosmicznych zachwytach – popularnonaukowa książka Neila deGrasse’a Tysona, w której ten ulubiony przez polskich widzów i czytelników astrofizyk zabiera nas w niesamowitą podróż.

Pełne pasji, porównań, obrazowych zestawień i intrygujących anegdot opowieści Neila o wszechświecie, tym bliskim i tym dalekim, a także o historii jego odkrywania naprawdę potrafią rozbudzić wyobraźnię i sprawić, że za każdym razem, gdy spojrzymy w migoczące milionami gwiazd noce niebo, poczujemy dreszcz emocji i zachwyt pięknem kosmosu.

W Kosmicznych rozterkach Neil deGrasse Tyson porusza mnóstwo kosmicznych tematów: tych znanych z pierwszych stron gazet i tych mniej popularnych, a nie mniej – a może nawet bardziej – ciekawych.

Czarne dziury, promieniowanie gwiazd, woda w przestrzeni kosmicznej, chaos w Układzie Słonecznym, kwazary jako silniki galaktyk – to tylko niektóre z nich. Jak możemy uniknąć zderzenia z asteroidą?

Jak może wyglądać kosmiczny koniec naszego świata? Dlaczego śmierć w czarnej dziurze jest najbardziej spektakularna? Oto próbka kosmicznych rozterek, z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć w nowej książce Neila.

Kiedy zaczęłam czytać Kosmiczne rozterki czułam ogromne szczęście. Czytałam wcześniej Kosmiczne zachwyty i podobały mi się, ale ta książka podbiła moje serce. UWIELBIAM ciekawostki, UWIELBIAM kosmos, UWIELBIAM naukowców z poczuciem humoru. deGrasse Tyson jest wręcz synonimem tamtych określeń. Wciągnął mnie w swoją książkę jak czarna dziura. Chodziłam z nosem w Kosmicznych rozterkach zarzucając wszystkich - nawet tych którzy nie chcieli - tym, co w nich wyczytałam. Nie wiem, czy chociaż połowa moich zdań w tamtym czasie nie zaczynała się od A wiedziałeś... Przyznam, że czuję się teraz dużo mądrzejszą osobą i cieszę się, że mam na półce jeszcze jedną książkę tego autora do przeczytania, ale czekam, aż mój syn będzie chciał słuchać coś innego niż Misia Pracusia i będziemy Astrofizykę dla młodych zabieganych czytać razem.

Najważniejszą dla mnie kwestią w książkach popularnonaukowych jest to, jak zostały one napisane. Często interesuje mnie jakiś temat, ale autor przedstawia go rodem z encyklopedii, mózg mi paruje, nie przyswaja całej wiedzy i tylko denerwuję się, po raz trzeci próbując zrozumieć kolejne stwierdzenia. Tutaj całe niebo mamy podane na tacy nie jesteśmy zarzucani deszczem faktów niemożliwych do zrozumienia. Mam wrażenie, że deGrasse Tyson jest człowiekiem tak bardzo inteligentnym, że nie ma żadnych problemów z wytłumaczeniem astrofizyki tak, by zrozumiał ją każdy. A to jest naprawdę ważne.

Muszę też wspomnieć o wydaniu, choć zazwyczaj tego nie robię. Książki tego autora wydawnictwo wydaje w małym formacie, praktycznie kieszonkowym. Nie przepadam za takim rozmiarem, ale tutaj jestem za nim całym sercem. Nigdy nie czytało mi się żadnej pozycji tak wygodnie jak tych dwóch, z którymi do tej pory miałam styczność. Otwierają się tak, jak powinny, czcionka ma idealny rozmiar i nawet papier jest takim, jaki mi odpowiada, chociaż nawet nie wiedziałam, że mam w tą stronę jakieś preferencje. A jednak. Gdyby tak wszystko było wydane być może wolałabym książkę papierową, a nie ebooki...

Nie zastanawiajcie się - czytajcie Neila deGrasse Tysona. Oto moje przesłanie na dzisiaj.

★★★★★★★★★☆

Kosmiczne rozterki // Neil deGrasse Tyson // Death by Black Hole: And Other Cosmic Quandaries (Sections 4–7) // Jacek Bieroń // 13 listopada 2019 // 350 stron // Wydawnictwo Insignis 

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Insingis!

CICHA NOC. ŚWIĄTECZNE OPOWIADANIA KRYMINALNE

CICHA NOC. ŚWIĄTECZNE OPOWIADANIA KRYMINALNE

grudnia 29, 2019

CICHA NOC. ŚWIĄTECZNE OPOWIADANIA KRYMINALNE

W te święta postanowiłam przeczytać coś typowo w świątecznym klimacie. Problem był taki, że nie miałam ochoty na żadną ckliwą historyjkę o miłości. I tutaj z pomocą przyszedł mi zbiór opowiadań Cicha noc. Początkowo spodziewałam się, że mamy tutaj historie napisane przez współczesnych autorów, a już pierwszy rozdział rozwiał moje oczekiwania. Nie wiem, kto redagował Cichą noc, ale podbił moje serce wyborem Sherlocka Holmesa...

Boże Narodzenie to tajemnicza i magiczna pora roku. Dziwne rzeczy mogą się wtedy wydarzyć, i to pomaga wyjaśnić uświęconą tradycję opowiadania o duchach przy kominku, gdy rok zbliża się ku końcowi. Świąteczne opowieści o zbrodniach i ich wykrywaniu mają podobny urok. Kiedy telewizja staje się nużąca, gry towarzyskie się sprzykrzyły, perspektywa zawinięcia się w ciepłym miejscu z dobrą tajemnicą jest kusząca i znacznie lepsza dla trawienia niż kolejna porcja śliwkowego puddingu. Autorzy kryminałów, podobnie jak czytelnicy, są tak samo podatni na niezliczone atrakcje Świąt Bożego Narodzenia. Na przestrzeni lat, wybitni praktycy tego gatunku obdarowali jedną lub większą liczbę swoich opowieści scenerią świąteczną. Najbardziej godne zapamiętania gwiazdkowe opowiadania suspensu łączą w sobie żywiołową fabułę z przywołaniem nastrojowego okresu świątecznego. Otrzymanie takiej mieszanki jest znacznie trudniejsze, niż to się wydaje. Książka ta przedstawia czytelnikom niektóre najlepsze świąteczne kryminały z przeszłości. Wybór jakiego dokonał Martin Edwards łączy świąteczne dzieła ukochanych autorów z jedną lub dwiema historiami, które mogą być nieznane nawet dla zagorzałych fanów literackiego suspensu. W rezultacie otrzymujemy zbiór kryminalnych opowiadań, do delektowania się, niezależnie od pory roku.

Jak się właśnie dowiedzieliśmy opowiadania wybierał Martin Edwards i naprawdę trafił w mój gust. Bardzo doceniam te klimatyczne historie, które można już zaliczyć do klasyki. Kiedyś autorzy kryminałów potrafili stworzyć coś niesamowitego darując sobie krwawe sceny, przekleństwa, ordynarnych bohaterów. Śmiem stwierdzić, że jeśli ktoś jest fanem Arthura Conan Doyle'a to i Cicha noc przypadnie mu do gustu. Nie twierdzę, że wszystkie zawarte tu historie są wybitne i wciągają, jednak ich przeważająca część naprawdę mocno mi się spodobała. Nie sądziłam nawet, że tęsknię za literaturą tego typu.

Cenię w tych wszystkich autorach tutaj ich styl oraz fakt, że postawili oni na drogę dedukcji i bohaterów, którzy cechują się przede wszystkim dobrym wychowaniem, szacunkiem do drugiego człowieka, elokwencją. Cicha noc nadaje się doskonale na ten świąteczny okres - ale nie tylko - gdyż pozwala zwolnić, skupić się na lekturze. Zdecydowanie powinni do tej książki dołączać kilo kakao i świąteczny kubek. A jak ktoś jeszcze w domu ma kominek... 

Myślę, że w przyszłe święta również sięgnę po tę książkę, a po kilka opowiadań z niej na pewno. Bardzo dobrze spędzało mi się z nią czas i trochę żałuję, że Cichą noc pochłonęłam tak szybko...

★★★★★★★☆☆☆

Cicha noc. Świąteczne opowiadania kryminalne // Martin Edwards, opracowanie zbiorowe // Silent Nights: Christmas Mysteries // Tomasz Bieroń, Jerzy Łoziński // 26 listopada 2019 // 320 stron // Wydawnictwo Zysk // 34,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Zysk!


Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Karolina & Leon 👶🏼 & Luna 🐱 (@_kyou_)

grudnia 23, 2019

KRÓTKO I NA TEMAT: DZIECI CZASU // EDUARDO GALEANO

KRÓTKO I NA TEMAT: DZIECI CZASU // EDUARDO GALEANO

grudnia 23, 2019

KRÓTKO I NA TEMAT: DZIECI CZASU // EDUARDO GALEANO

Lubicie książki, które tak naprawdę nie są książkami fabularnymi, ale też nie są naukowymi? Ciężko słowami wyjaśnić o co mi chodzi, więc opowiem Wam na przykładzie Dzieci czasu. Mamy tutaj styczność ze zbiorem wydarzeń z dziejów świata, po jednej opowieści na każdy dzień roku. Autor nie wykazał się wielką wyobraźnią, a po prostu dobrym researchem. Zapewne gdyby się nam chciało moglibyśmy znaleźć każdą z tych informacji w internecie. Ale czy komukolwiek się chce?

Książka Eduardo Galeano opiera się na pomyśle prostym i genialnym jednocześnie: dwanaście miesięcy, w każdym określona liczba dni, do każdego dnia zaś przypisane jest wydarzenie. Ale nie takie, które znajdziemy w Wikipedii czy kalendarzach ściennych. Galeano przytacza zapomniane fakty, anegdoty i ciekawostki, małe odpryski historii. Żaden z opisów nie przekracza kilku akapitów, najkrótsze składają się ze zdania lub dwóch.

Znakomita książka wielorazowego użytku, napisana przez wrażliwego społecznie erudytę. Można ją wchłonąć na raz, a potem powracać do wybranych fragmentów, można z niej uczynić swoiste godzinki, materiał do rozważań na każdy dzień roku. Dla polskiego czytelnika (i pewnie nie tylko) jest to też kopalnia wiedzy związanej z mało znanymi postaciami historii i kultury Ameryki Południowej.

Osobiście bardzo lubię książki tego typu. Kocham zarzucać otoczenie ciekawostkami i każdego zaskakiwać informacjami. Doceniam, że Eduardo Galeano w bardzo ciekawy sposób pozwala nam poznawać dzieje naszego świata. Dowiadujemy się kto się urodził, kto umarł, kto coś ciekawego wynalazł. Niektóre anegdotki nudzą, niektóre zwalają z nóg. Moją ulubioną jest ta o skazaniu Boga na śmierć. Jak się domyślacie - takie rzeczy tylko w Rosji. Obawiałam się początkowo suchych faktów, ale autor ma naprawdę interesujący styl i szybko się czyta to, co napisał. 

Ta książka jest bardzo dobrym pomysłem na prezent. Gdyby nie fakt, że pożerała mnie ciekawość i nie mogłam przestać czytać dalej czytałabym chyba po jednej adegdotce dziennie. Przyznam, że ta na dzień moich urodzin naprawdę przypadła mi do gustu. Skakałam z daty na datę dowiadując się co się działo w dzień urodzin mojego syna, narzeczonego, rodziców, brata. Mogłoby się wydawać, że to taka książka o niczym - nie zaprzeczę - a jednak podobała mi się. To ten typ literatury, który naprawdę do mnie przemawia. Edukuje, bawi i nie odnosi człowiek wrażenia, że zmarnował czas. Nie trzeba być bibliofilem, by po Dzieci czasu sięgnąć. Nawet na spotkaniu rodzinnym można się bardzo ubawić. Nie macie jeszcze prezentu, żeby jutro komuś sprezentować pod choinkę? Biegnijcie do księgarni po Dzieci czasu.

★★★★★★★☆☆☆

Dzieci czasu // Eduardo Galeano // Los hijos de los dias // Katarzyna Okrasko // 30 października 2019 // 414 stron // Wydawnictwo W.A.B // 39,99 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal!


Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Karolina & Leon 👶🏼 & Luna 🐱 (@_kyou_)

grudnia 14, 2019

BIBLIOTECZKA LEONA: ARTEK I BARDZO DŁUGI TYDZIEŃ // MAGDALENA ZARĘBSKA

BIBLIOTECZKA LEONA: ARTEK I BARDZO DŁUGI TYDZIEŃ // MAGDALENA ZARĘBSKA

grudnia 14, 2019

BIBLIOTECZKA LEONA: ARTEK I BARDZO DŁUGI TYDZIEŃ // MAGDALENA ZARĘBSKA

To nasze pierwsze spotkanie z serią Mój mały świat ale bardzo udane. Zwykle Leonowi kupuję książeczki twardostronnicowe, żeby nie mógł ich zaginać przy oglądaniu. Tutaj jednak stwierdziłam, że Artek i bardzo długi tydzień będzie naszą wspólną książką, którą będziemy czytać przy okazji drzemek. Leon nie potrafi zbyt długo skupić się na czytaniu, a o zasypianiu przy lekturze nie ma nawet co marzyć. Mam jednak nadzieję, że uda nam się to wypracować. To jest nasz taki mały start. 

Przed Artkiem długi tydzień, w którym jego świat – chwilowo bez mamy – przewróci się do góry nogami. Seba, mały braciszek, chyba nie zna powagi sytuacji. A tata? Hm, trzeba przyznać, że miewa niezłe pomysły, ale on zupełnie nie jest mamą! Z odsieczą przychodzą też dziadkowie i wtedy... robi się jeszcze inaczej niż do tej pory.

Nowe wyzwania, ważne nauki i wiedza, która przyda się na całe życie. Tego czasu Artek na pewno nie zapomni!

Książka w pogodny i dowcipny sposób przedstawia trudną dla malucha sytuację rozłąki z mamą. Pokazuje też, że relacje z różnymi członkami rodziny, choć nieco inne, są równie cenne.

Nie da się ukryć, że Leona nie ma w docelowej grupie odbiorców. Książeczka powinna trafić do dziecka dużo starszego, mniej więcej siedmiolatka. Tekstu tutaj jest ogrom, ilustracji praktycznie żadnej. Mimo to po lekturze - najpierw przeczytałam Artka sama - uznałam, że tematyka nie jest aż tak wymagająca i może Leon nie zrozumie wszystkiego, to co nieco do niego dotrze. Na tyle, na ile jest w stanie pojąć jego roczny umysł. 

Artek i bardzo długi tydzień naprawdę mocno wciąga. Przyznam, że sama nie mogłam się oderwać, a autorka doskonale oddała uczucia dziecka, które nagle zostaje bez mamy i nie potrafi sobie z taką sytuacją poradzić. Osoba, która zawsze była gdy jej potrzebował znika i musi zostać z tatą, który nie dostrzega przyzwyczajeń Artka i jego potrzeb, zajmując się jeszcze jego malutkim młodszym bratem. Wiadomo, że kilkumiesięczne dziecko wymaga dużo więcej uwagi niż kilkulatek, jednak tato chłopaków trochę zawalił. Nie można jednak wymagać cudów od osoby, która na co dzień nie musiała dbać o pożywienie, zabawę, edukację i bezpieczeństwo dwójki synów. Ta książeczka pokazuje ile tak naprawdę robi mama i jak trudno jest poradzić sobie bez niej. Artka powinni obowiązkowo czytać mężczyźni. 

Losy chłopca są pełne niespodzianek. Artur zaskakuje zarówno nas, jak i sam jest zaskakiwany przez swojego tatę, który udowadnia mu, że nie tylko z mamą może być fajnie. To lekcja, którą powinno przyswoić sobie każde dziecko, które jest bardzo przyklejone do swojej mamy. W naszym przypadku nie ma takich problemów, bo Leon w trzech czwartych przypadków bez problemu zostaje z kimkolwiek i radzi sobie beze mnie doskonale, jednak w razie zmiany będziemy czytać Artka i bardzo długi tydzień.

Sporo morałów zawarła autorka w tej krótkiej historyjce. Podoba mi się, że uświadamia, że badania są ważne, że warto się przebadać. Opowiada trochę o pobycie w szpitalu i oswaja dzieci z kroplówką i wenflonem. Jest to coś okropnego - myśl o cierpieniu dziecka w momencie, gdy obcy ludzie podchodzą do niego z igłami, a ono nie wie co się dzieje. Patrzy na rodziców, którzy nic nie robią, by zapobiec cierpieniu... Jak wytłumaczyć rocznemu dziecku po co idzie na szczepienie? Dobre pytanie.

Po skończonej lekturze mamy wypisane wszystko, czego nauczył się Artur przez tydzień nieobecności mamy. Możemy to ze swoim dzieckiem omówić - o ile potrafi mówić. Załóżmy, że Wasze dziecko jest kilka razy starsze od Leona i to potrafi - oraz odpowiedzieć na pytania. Będziemy już teraz kontynuować przygodę z Artkiem, ale na pewno jeszcze do niego wrócimy za kilka lat.

★★★★★★★★☆☆

Artek i bardzo długi tydzień // Magdalena Zarębska // Mój mały świat // 16 października 2019 // 104 strony // Wydawnictwo Skrzat // 19,99 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Skrzat!


Wyświetl ten post na Instagramie.

Dzisiaj opowiem Wam o nowości z Leona biblioteczki. Do tej pory 99% jego książeczek to były te twardostronnicowe, których nie mógł zniszczyć zbyt łatwo. Tym razem trafiła do nas pozycja, w której te strony są miękkie, a obrazków jest niewiele, więc uznałam, że najwyższa pora zacząć Leonowi czytać do snu. Zanim się do tego zabrałam sama sobie przeczytałam Artka. Mamy tutaj chłopca, który po raz pierwszy w życiu musi zostać na tydzień z tatą. Jego ukochana mama na tydzień idzie do szpitala, żeby zrobili jej wszystkie potrzebne badania. Artek czuje się osamotniony. Tato zajmuje się w większości tylko jego młodszym bratem i nic nie robi tak jak mama. To trudny czas dla Artura (i zapewne dla jego taty, który do tej pory myślał, że naprawdę łatwo zająć się dziećmi i domem 😂) i widać to w jego zachowaniu. Książeczka pozwala zrozumieć, że czasami jeden z rodziców musi zniknąć na jakiś czas, ale nie porzuca on w ten sposób dziecka, a nowa sytuacja nie jest taka zła. Można się czegoś nauczyć, pobawić inaczej niż zwykle i poznać kogoś nowego. Leon na pewno nie zrozumie jeszcze przesłania, nie jest też zainteresowany tak bardzo fabułą, ale z pewnością będziemy stopniowo po Artka sięgać. Naprawdę warto. Sama się wciągnęłam w jego historię. 🙈 ———————————————— #kochamczytac #jestembojestes #jestembojesteś #synek #synusmamusi #synekmamusi #bookstagramtopasja #czytambokocham #ksiazkidladzieci #książkidladzieci #ksiazkadladziecka #wydawnictwoskrzat #recenzjaksiazki #spiacedziecko #sleepybaby #kochamgo #mamroczek #biblioteczkaleona #book #books #bookstagrampl #artekibardzodlugitydzien #ksiazkoholik #malyksiazkoholik #czytamdzieciom #czytamdziecku
Post udostępniony przez Karolina & Leon 👶🏼 & Luna 🐱 (@_kyou_)

grudnia 12, 2019

GARSTKA Z USTKI, TOM PIERWSZY I DRUGI

GARSTKA Z USTKI, TOM PIERWSZY I DRUGI

grudnia 12, 2019

GARSTKA Z USTKI, TOM PIERWSZY I DRUGI

Uwielbiam Anetę Jadowską. To jedna z tych polskich autorek, które biorę w ciemno. Mimo to - gdy pojawiła się zapowiedź Trupa na plaży wcale nie zamierzałam po ten cykl chwytać. Powodu nie znam sama, ale ostatecznie w moje ręce trafił Martwy sezon, a zaraz po nim pierwsza część. Po zaczęciu Harry'ego Pottera od Insygniów śmierci staram się już trzymać odpowiedniej kolejności czytania. Już pierwsze strony spodobały mi się tak mocno, że miałam ochotę palnąć się w głowę, że tak długo z Garstkami zwlekałam.

Czerwiec. Piąta rano. Plaża w Ustce. Cisza, spokój i… trup!

Kiedy Magda Garstka wybierała się do Ustki, by odwiedzić babcię, nie spodziewała się, że czeka ją najbardziej ekscytujące lato w całym jej dotychczasowym życiu. Jest kelnerką. Teraz także znajdywaczką trupów. Dlaczego nie miałaby zostać również detektywem amatorem? Zwłaszcza że policja utknęła w martwym punkcie…

Rodzinne sekrety, złowieszcze wąsy i czarne charaktery stają się codziennością Magdy. Ale nic nie powstrzyma jej przed wyśledzeniem, kim był denat, jak zginął i czego, u diaska, szukał w rodzinnym pensjonacie Garstków.

A to dopiero wierzchołek góry tajemnic, które czekają na Magdę tego lata.

Magda Garstka to postać bardzo nietuzinkowa, podobnie jak reszta członków jej rodziny. Zdecydowanie jest motorem napędowym tego cyklu i jej niezłomność i wierność krewnym jest czymś niesamowitym. Garstki zostały oficjalnie moją ulubioną rodziną, a ich historia podbiła moje serce. Babcia Magdy i jej tajemnice do tej pory mnie nurtują. Chociaż sporo się wyjaśniło, to po tomie drugim mam jeszcze więcej pytań i bardzo czekam na kontynuację. 

Fabuła Trupa na plaży jest trochę mniej interesująca niż ta z Martwego sezonu (ta druga bardzo kojarzyła mi się z książkami Agathy Christie!), jednak dużo czasu zajęło mi zorientowanie się, o co właściwie chodzi i podziwiam autorkę, bo doskonale połączyła morderstwo z tym, co kryje się w pensjonacie Garstek. Po prostu arcydzieło. Z każdą kolejną stroną chciałam wiedzieć więcej i więcej i pochłonęłam obie części dosłownie na raz. Oprócz głównych bohaterów pojawiają się tu też poboczni, którzy trafiają prosto w serduszko. Polubiłam kilku i cieszyłam się widząc ich w tomie drugim. W trzecim zapewne też się pojawią i już nie mogę się doczekać.

Czyta się je ekspresowo dzięki cudownemu stylowi Jadowskiej. Poznałabym go wszędzie. Jest leciutki, przesycony poczuciem humoru, co tylko napędza czytelnika. Zdziwił mnie fakt, że autorka zamieściła w tym cyklu wątek bardzo poważny, a naprawdę rzadko poruszany. Nie będę Wam tutaj zdradzać tej tajemnicy, jednak niejednokrotnie łzy płynęły mi po policzkach. Szczególnie pod koniec Martwego sezonu. Doceniam, że tak bardzo fabuła skupia się dookoła tego wątku i przez to ten cykl wylądował na mojej liście najlepszych książek tego roku. 

Do tej pory znałam Jadowską tylko z jej książek z gatunku fantastyki, jednak cudownie odnalazła się w komediach kryminalnych. Nie jest to półka, po którą często sięgam, acz dzięki Garstce z Ustki i Kółko się pani urwało mam zamiar sięgnąć po słynnego Alka Rogazińskiego. Okazuje się, że przez całe życie unikałam czegoś, co jest dla mnie stworzone dosłownie na miarę. 

Staram się znaleźć jakieś minusy tego cyklu, by opinia była choć w małej części obiektywna, acz nie uda mi się. Całkowicie subiektywnie zakochałam się w Garstkach, w Jadowskiej i w tym gatunku. Nie powinno mnie to dziwić, gdyż w tamtym roku podobnie stało się z Dziewczyną z Dzielnicy Cudów i do tej pory pamiętam doskonale kiedy ją czytałam, co tam się działo i jakie emocje we mnie wzbudziła. Plan na przyszły rok: więcej Jadowskiej, więcej kryminałów i więcej wiary w polską literaturę. 

★★★★★★★★★☆

Trup na plaży i inne sekrety rodzinne // Aneta Jadowska // Garstka z Ustki // tom 1 // 31 stycznia 2018 // 304 strony // Wydawnictwo SQN // 36,90 zł

Martwy sezon // Aneta Jadowska // Garstka z Ustki // tom 2 // 30 październik 2019 // 390 stron // Wydawnictwo SQN // 36,90 zł

Za możliwość przeczytania tomu 2 dziękuję wydawnictwu SQN!

grudnia 11, 2019

DLACZEGO PAPIEROWE MIASTA PRZESTAJĄ ISTNIEĆ? + CYKL DEMONICZNY

DLACZEGO PAPIEROWE MIASTA PRZESTAJĄ ISTNIEĆ? + CYKL DEMONICZNY

grudnia 11, 2019

DLACZEGO PAPIEROWE MIASTA PRZESTAJĄ ISTNIEĆ? + CYKL DEMONICZNY

Jeśli zaglądacie tutaj jeszcze w miarę regularnie na pewno zauważyliście, że prawie miesiąc nas tutaj nie było. Powodów takiego obrotu spraw jest kilka. Nie będę Was okłamywać zastojem czytelniczym, a prosto z mostu powiem, że chodzi tutaj o zwyczajny brak motywacji, brak odbioru. Blogi powoli odchodzą do lamusa - oczywiście nie te ogromne, które przypominają już bardziej portale internetowe niż zwykłe blogi - odbiór jest minimalny (porównując tu statystyki sprzed powiedzmy trzech lat do teraz mamy tutaj różnicę wielkości kilku tysięcy). Instagram jest teraz portalem, gdzie poszukuje się opinii o książkach. Przez ten miesiąc zastanawiałam się nad przyszłością tego bloga, próbowałam swoich sił na Instagramie. Nie wyszło. Dobrze mi było bez pisania, jednak - po co ukrywać - lubię stały dostęp do książek, jaki oferują współprace i nie wyobrażam sobie, że miałabym takie ilości kupować. Sytuacja patowa.

Przez ten miesiąc udało mi się sporo przeczytać, sporo nadrobić. Zakochałam się w książkach Petera V. Bretta i poświęciłam im trochę czasu. Jestem w trakcie czytania części drugiej tomu trzeciego. Zdecydowanie dzielenie każdego tomu na dwie księgi jest głupotą, jednak skoro tak został ten cykl wydany pozostaje mi to zaakceptować. Od czasu poznania Sandersona nic mnie tak nie zainteresowało i nie wciągnęło. Przeżywam każde wydarzenie mocniej niż obecnie własne życie i nie wyobrażam sobie, że kiedyś żyłam bez wiedzy o istnieniu Cyklu demonicznego.

Zaszczuta i zdziesiątkowana ludzkość przeklina noc. Z każdym zmierzchem, w oparach mgły, nadchodzą opętane żądzą mordu bestie. Przerażeni ludzie chronią się za magicznymi runami. Usiłują wymodlić dla siebie i najbliższych kolejny dzień życia. Rzeź ustaje bladym świtem, gdy światło zapędza demony z powrotem w Otchłań.

Rosną odległości między pustoszejącymi osadami. Wydaje się, że nikt ani nic nie zdoła powstrzymać otchłańców, kładąc tym samym kres zagładzie. W tym dogorywającym świecie dorasta troje młodych ludzi. Bohaterski Arlen, przekonany, że większym od nocnego zła przekleństwem jest strach przepełniający ludzkie serca. Leesha - jej życie zrujnowało jedno proste kłamstwo - nowicjuszka u starej zielarki, bardziej chyba przerażającej od krwiożerczych potworów. I Rojer, którego los na zawsze odmienił wędrowny minstrel, wygrywając mu na skrzypkach skoczną melodię.

Tych troje ma coś wspólnego - są uparci i przeczuwają, że prawda o świecie nie kończy się na tym, co im powiedziano. Czy odważą się jej poszukać, opuszczając chroniony runami azyl?

Udało mi się wciągnąć w tę historię już od samego początku, co zdarza się bardzo rzadko. Teraz - myśląc o wydarzeniach z Wojny w blasku dnia - jestem w szoku, ile się zmieniło w bohaterach i jeszcze bardziej doceniam ten cykl. Początkowo mamy do czynienia z - nie ma co ukrywać - dziećmi. Arlen i Leesha i Rojer są dla siebie całkiem obcymi ludźmi, pochodzą z innych wsi, a każdego z nich los skrzywdził w inny sposób. Początkowo losy Arlena były moimi ulubionymi, acz ostatecznie to Leesha została moją ulubienicą. Przez kolejne tomy jej pozycja w moim serduszku dalej była mocna, lecz inni też zyskali na znaczeniu. To, jak oni się rozwijają, przypomina mi wszystkie książki Brandona Sandersona i jestem zakochana. A poczekajcie, aż pojawi się Jardir...

Widać, że autor wzorował się na wojnach między Islamem a Chrześcijaństwem i wyszło mu to genialnie. W kolejnych częściach widać to bardzo mocno i jestem naprawdę ciekawa, jak Brett to wszystko zakończy. Miałam cichą nadzieję, że uda mi się przeczytać wszystko jeszcze w tym roku, ale muszę wygrzebać się z egzemplarzy recenzenckich, które mi zalegają i zakończyć swoją przygodę z blogowaniem...

Fabuła raz zwalnia, raz pędzi na łeb na szyję i ciężko jest się oderwać od lektury. O ile jeszcze Malowany człowiek nie był AŻ TAK wciągający, to już następne tomy sprawiają, że nie można przestać o nich myśleć i w ten sposób jestem dużo dalej w tej historii, niż oczekiwałam. Kusi mnie jednak jeszcze skończyć w tym roku całą serię Szklanego tronu i mam lekkie zaległości, więc Brett będzie musiał trochę poczekać... Mimo to polecam Wam zdecydowanie po Bretta sięgnąć. Nie dorównał Brandonowi Sandersonowi, ale dużo mu nie brakuje.

★★★★★★★★★★

listopada 12, 2019

TEN CHOLERNY KSIĘŻYC // ALGIS BUDRYS

TEN CHOLERNY KSIĘŻYC // ALGIS BUDRYS

listopada 12, 2019

TEN CHOLERNY KSIĘŻYC // ALGIS BUDRYS

Sięgając po Ten cholerny księżyc nie wiedziałam, że jest to książka bardzo filozoficzna, pełna przemyśleń o życiu i śmierci, a równocześnie tak lekko się czyta. Spodziewałam się raczej typowej podróży w Kosmos, siedzenie miesiącami w rakiecie i kosmitów z mackami. Powinnam jednak się domyślić, że mamy tutaj za mało stron na takie przeciętne sci-fi i w żadnym wypadku się nie zawiodłam. Połknęłam Ten cholerny księżyc bardzo szybko, ale jestem pewna, że nie udało mi się dostrzec wszystkich przesłań i nie wiem, co właściwie autor chciał nam przekazać. 

Klasyczna powieść science fiction opowiadająca o człowieku jako istocie wiecznie szukającej i badającej z narażeniem życia coraz to nowe obszary.

Doktor Edward Hawks prowadzi na zlecenie amerykańskiej marynarki wojennej ściśle tajne badania nad tajemniczym obiektem znalezionym na Księżycu. Wszyscy ochotnicy, którzy mieli odwagę wejść do niego są zabijani za łamanie nieznanych obcych zasad panujących wewnątrz. Kolejnym śmiałkiem, który zostaje wysłany do eksploracji obiektu jest Al Barker – człowiek, który nieraz patrzył śmierci w twarz. Teraz również nie zawaha się wykonać kolejnego nadludzkiego zadania…

Zacznijmy od końca, czyli od Ala Barkera, człowieka, w istnienie którego nigdy bym nie uwierzyła. Jak dla mnie jego pogoń za adrenaliną i to, na co się zgodził to po prostu objaw choroby psychicznej. Nie wiem, czy istnieje ktoś, kto pozwalałby się wielokrotnie zabijać w jakimś wyższym, nieznanym, celu. Pokonanie przeszkody na Księżycu wydawało mi się czymś intrygującym, jednak - malutki spojler - po skończeniu tej książki dalej nie wiedziałam, jaki jest tego wszystkiego sens. Może właśnie o to chodzi w życiu - szukamy jakiegoś sensu, którego nie udaje nam się dostrzec.

Czytając opinie - już po skończeniu lektury - byłam w szoku. Spora część czytelników nie mogła przebrnąć przez te dwieście kilka stron i twierdzą oni, że naprawdę ciężko się Ten cholerny księżyc czyta. Być może chodzi tutaj właśnie o styl pisania i gust, ale ja płynęłam przez tę historię i bardzo napędzała mnie ciekawość. Główni bohaterowie nie byli osobami, z którymi mogłabym się zżyć, ale tym razem mi to nie przeszkadzało. Profesor, który zbudował teleport na Księżyc, jak go nazywałam, był bardzo dziwnym człowiekiem i wyglądało na to, że on już nie potrafi się zatrzymać mimo ogromnych kosztów. Ciśnie się tutaj na usta słowo obsesja. Wspomnieć też trzeba o kobiecie Barkera, Claire. Nie sposób było nie zwrócić na nią uwagi - jej chęć imponowania wszystkiego tak niezdrowo rzucała się w oczy, że to ją najbardziej pamiętam z tej książki. Nie chciałabym spotkać takiej osoby na swojej drodze.

Wątek kosmiczny jest dosyć okrojony, lecz nie jest to niczym szokującym, jeśli weźmiemy pod uwagę objętość pozycji. Można powiedzieć, że Algis Budrys liznął go bardzo pobieżnie i skupił się raczej na ludzkiej psychice i zachowaniach. Można narzekać, ale dla mnie - nie jestem ogromną fanką science fiction - to połączenie było idealne i nie pozwoliło mi się nudzić. Czytałam i czytałam, żeby jak najszybciej dowiedzieć się wszystkiego. Ostatecznie... nie dowiedziałam się nic, ale nie szkodzi. 

Minęło już kilkadziesiąt lat po premierze Tego cholernego księżyca i chociaż nie jest to pozycja ponadczasowa - za kilkanaście lat straci już pewnie ten powiew świeżości, który wprowadził teleport na Księżyc - to warto po nią sięgnąć. Spędzicie z nią może dwie godzinki, ale nie będzie to czas zmarnowany.

★★★★★★★★☆☆

835 // Ten cholerny księżyc // Algis Budrys // Rogue Moon // Lech Jęczmyk // 30 lipca 2019 // 250 stron // Wydawnictwo Zysk // 32,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!

listopada 08, 2019

JAK ZACHĘCIĆ MALUCHA DO SIĘGANIA PO KSIĄŻECZKI? // KSIĄŻECZKI JANNIE HO

JAK ZACHĘCIĆ MALUCHA DO SIĘGANIA PO KSIĄŻECZKI? // KSIĄŻECZKI JANNIE HO

listopada 08, 2019

JAK ZACHĘCIĆ MALUCHA DO SIĘGANIA PO KSIĄŻECZKI? // KSIĄŻECZKI JANNIE HO

Leon pod koniec grudnia skończy rok, a gdy ktoś każe podać mi trzy rzeczy, które lubi najbardziej wymieniłabym traktory, Psi Patrol i... czytanie książeczek. Niekoniecznie w tej kolejności. Dużo osób zadaje mi TO pytanie. Jak zachęcić malucha do sięgania po książeczki? Po przemyśleniu mojej techniki wychowawczej (która tak naprawdę nie istnieje, bo nie mam pojęcia co robię) doszłam do pewnych wniosków. Być może mały wpływ miał na Leona fakt, że widzi mnie dosyć często (codziennie) z książką w ręce i książki go otaczają. Od razu zaznaczam: nie czytałam Leonowi zbyt często w jego pierwszych miesiącach życia.

Biblioteczka Leona była bogato uzupełniona już przed jego narodzinami. Leon ma do niej dostęp w każdej chwili, gdy jest w swoim pokoju może sam sobie zdjąć książeczkę z półki. I robi to tak często, że mam ochotę błagać go, by przez chwilę zajął się samochodzikami czy inną zabawką, bo mam ochotę wyrzucić Misia Zbysia czy Misia Pracusia przez okno. O Misiu Zbysiu porozmawiamy później... Początkowo wybierał coś do czytania, po czym w połowie zmieniał zdanie i gdzieś sobie pełzł. Nie zmuszałam. Nie musiał mieć przecież ochoty na lekturę akurat wtedy, gdy mam czas mu poczytać. W końcu odkryłam, że Leon nienawidzi siedzieć bezczynnie i kupiłam książeczki z ruchomymi elementami. Do tej pory skupiałam się raczej na tych z serii feel and touch i dalej je czytamy, ale z mniejszą intensywnością.

Warto dobrać książeczkę do charakteru dziecka i do tego, co lubi. Dzieci z mnóstwem energii nie wysiedzą w miejscu nieruchomo, więc dla nich właśnie dobre są te z ruchomymi elementami i różnymi fakturami. Dzieciom spokojnym powinny wystarczyć takie z interesującymi ilustracjami. Trzeba pamiętać, że czytanie to tylko kolejna forma rozrywki, więc maluch ma prawo wybrać to, na co obecnie ma ochotę. Pozwalam pooglądać Leonowi bajkę w telewizji, jeśli ma na to ochotę, bo wiem, że ona również czegoś go nauczy. Żeby rozbudzić w maluchu miłość do książek trzeba mu udowodnić, że to też jest ciekawe. W tym momencie Leon wybiera książkę ponad wszystko, przez co 90% dnia spędzamy na czytaniu. Możecie myśleć, że to takie przyjemne, tak sobie razem czytać... Chyba, że dziecko upatrzy sobie jedną pozycję, którą każe czytać pięćdziesiąt razy pod rząd... Tak jak Leon wybrał sobie Misio Zbysio szuka Świętego Mikołaja.

Kupiłam mu ją z myślą o nadchodzących świętach i wysypie prezentów. Chciałam, by powoli zaczął sobie przyswajać myśl, że to stary facet w czerwonych gatkach przynosi mu prezenty. Wiara w Świętego Mikołaja to jedna z najlepszych części dzieciństwa, więc nie mam zamiaru mu tego odbierać. Tak spodobała mu się idea wysuwania elementów, że czytaliśmy i czytaliśmy i wysuwaliśmy... tak często, że tato Leona wchodząc do jego pokoju by się z nią pobawić rzucał Misia Zbysia gdzieś w kąt, byleby jej nie czytać. Wydawnictwo uratowało nas trochę i podesłało nam cztery pozostałe książeczki od Jannie Ho, które już również Leonowi w oko wpadły, więc czytamy.

Zachęcając malucha do książek trzeba pamiętać, że on na początku nie potrzebuje mądrych przesłań czy długich kwiecistych historii, bo na to przyjdzie jeszcze czas. Weźmy tutaj na przykład ponownie książki Jannie Ho. Każda z nich oparta jest na jednym schemacie i różni się jedynie głównymi postaciami i tym, czego akurat główny bohater szuka. Można dostać szału szukając po raz kolejny Świętego Mikołaja czy ulubionej maskotki, jednak wiem, że z czasem Leon zacznie wybierać ambitniejsze tytuły i kilka o fizyce dla maluszków już czeka na jego regale.

Wybierzcie tytuły, które mogą dzieciaczka zainteresować, pokażcie mu, co ciekawego jest w środku i odłóżcie gdzieś, gdzie ma dostęp. Niech maluch sam wybierze moment, w którym będzie chciał zobaczyć co się tam jeszcze kryje.

Książeczki autorstwa Jannie Ho polecane przez Leona:
- Misio Zbysio szuka Świętego Mikołaja
- Gdzie się ukrył mój słonik?
- Gdzie jest moja mama?
- Kto mnie przytuli?
- Gdzie się schował mój misio?

Za książeczki dziękujemy Grupie Wydawniczej Foksal i Wydawnictwu Wilga!


Wyświetl ten post na Instagramie.

Zawsze jak dodaję na story zdjęcie Leona z książką dostaje milion pytań o to, jak dziecko taką formą spędzania czasu zainteresować. Przyznam, że odpowiedzieć na to pytanie nie jest ciężko. Jaki dziecku dasz przykład na spędzenie czasu tak będzie go spędzać. Ale. Jeśli naprawdę chcecie, żeby Wasze dziecko zainteresowało się książkami to... Po pierwsze - wybierzcie tytuł, który bardziej zainteresuje malucha z powodu wydania. U nas hitem są książeczki rodzaju feel and touch i takie z ruchomymi elementami. Te autorstwa Jannie Ho to Leona ulubione. Osobiście jednej z nich - Misia Zbysia - nie znoszę. Przeczytałam ją w swoim życiu o jakieś milion razy za dużo. Po drugie musicie pamiętać, że czytanie to - jak zawsze powtarza @strefaczytacza - jedynie kolejna forma rozrywki. Jeśli dziecko w danej chwili nie ma ochoty na książkę - w porządku. Może spędzać czas w inny sposób, a rozwijać się nawet mocniej, niż gdyby zdecydowało się na czytanie. Po trzecie, i ostatnie. Dziecko - szczególnie takie malutkie - ma jeszcze czas na przesycone morałami i przesłaniami historie. Jeśli wybierze serie, gdzie w każdej książeczce ktoś szuka kogoś albo czegoś - okej. Na początek trzeba rozbudzić miłość do spędzenia tak wolnego czasu. Na wybieranie BARDZO AMBITNYCH KSIĄŻEK Z PRZESŁANIEM przyjdzie jeszcze czas, przynajmniej w przypadku Leona. A przecież każda książeczka coś do jego życia wnosi. ———————————————— #czytamydlarozrywki #czytamzdzieckiem #bookstagram #bookstagramtopasja #jannieho #książka #książki #kochamczytac #synekmamusi #kochamyczytac #jestembojestes #bookstagrampl #ksiazkidladzieci #instaksiążka #mamaczytadzieciom #bookhaul #newbook #biblioteczkaleona #babyandbooks #synusmamusi #synektatusia #kochamnadzycie
Post udostępniony przez Karolina & Leon 👶🏼 & Luna 🐱 (@_kyou_)
Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger