Kolejne basiowe nowości na naszej półce. Tym razem mamy tutaj Wielką księgę o uczuciach i - co mnie bardzo cieszy - grę dla maluchów. Bardzo ciężko na polskim rynku dostać ciekawe gry dla maluszków, więc gdy pojawia się coś nowego jestem przeszczęśliwa.
Po „Wielkiej księdze słów”, „Wielkiej księdze pytań” i „Wielkiej księdze przedszkola” czas na… „Wielką księgę o uczuciach”! Basia jest szczęśliwa zawsze w dzień słodyczowy. Lula czuje tremę przed występami na scenie. Mały Franek we wszystkich dorosłych budzi czułość. Babcia Krystyna martwi się o Dziadka Henryka. A Misiek Zdzisiek jest bardzo ciekawy, jak otworzyć słoik z miodem. Życie Basi, jej rodziny i przyjaciół jest pełne uczuć – i takich, które wprawiają nas w dobry nastrój, i takich, które powodują, że aż gotujemy się od środka. Dowiedzcie się, co i o czym mówią nam uczucia, skorzystajcie też ze wskazówek Miśka Zdziśka, dzięki którym poradzicie sobie w każdej sytuacji. „Wielka księga o uczuciach” to nie tylko wspaniała literacka przygoda z bohaterami serii „Basia”, lecz także nieoceniony pomocnik każdego rodzica.
Ta książka jest bardzo potrzebna w dzisiejszych czasach. Rodzice niby wiedzą, że z dziećmi o uczuciach trzeba rozmawiać i pozwalać na przeżywanie wszystkiego, ale równocześnie sami nie radzą sobie z tym i bardzo często tłumią wszystko w swoich pociechach. Wielka księga o uczuciach pomoże zrozumieć maluchowi - i nie tylko - bardzo dużo. Nie pomija się tu nic. Mamy żałobę, mamy nadzieję, pogardę, rozpacz. Rozróżnionych jest tutaj sporo uczuć i opisane są w sposób bardzo przystępny.
Jest to zdecydowanie mój ulubieniec tego miesiąca. Sięgam po tę książkę i razem z Leonem próbujemy zrozumieć, co czuje. Nie jest to łatwe, bo ma dopiero dwa lata i nie potrafi nazwać tego wszystkiego słowami. Długa droga przed nami, ale cieszę się, że mam taką pomoc.
Jest to książeczka dobra już dla dwulatka. Byleby lubił czytać, bo tekstu jest całkiem sporo, objętości również. Na pewno uczy rodzica jak dziecku tłumaczyć o tak ciężkich kwestiach jak uczucia. Bardzo często i dorośli nie radzą sobie z tym, co czują, a Basia wszystkim nam pomaga zrozumieć, że uczucia są dobre i nie trzeba się ich wstydzić.
Basia w zoo na pierwszy rzut oka przypomina memory. Nie dajcie się jednak zwieść. Jest to pozycja dobra już dla ogarniętego dwulatka. W tej wersji, w którą gramy my rozkładamy wszystkie kwadraciki i pozwalamy najmłodszemu z graczy odkrywać kafelki. Robi to, do momentu, gdy sam zrezygnuje lub zrobi zdjęcie dwóch takich samych zwierząt. Wtedy musi wszystkie kwadraciki odłożyć z powrotem.
Są też inne wersje - dla starszych graczy - ale na razie nie wgłębiałam się w nie. Bardzo podoba nam się oryginalność tej gry, gdyż - nie oszukujemy się - już nawet zwykłe memorki z Basią również by się sprzedały. Twórcy jednak nie zrobili nam tego i dali coś całkiem nowego. Ja jestem na tak!
Leon bardzo często teraz sięga po Basię w zoo. Cieszę się, bo lubię spędzać z nim czas w ten sposób. Jakość tej gry jest na tak wysokim poziomie, że jeszcze długo nie będzie widać po kafelkach zużycia. To ważne, gdy użytkownikiem jest małe dziecko.
Za książeczkę i grę dziękujemy wydawnictwu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?