października 09, 2014

[211] Surogat - Witold Tauman


Tytuł: Surogat
Tytuł oryginału: Surogat
Autor: Witold Tauman
Tłumaczenie: nie dotyczy
Seria: Szpunt do Antałka
Tom: -
Data wydania: 31 styczeń 2014
Liczba stron: 141
Wydawnictwo: Oficynka
Cena na okładce: 25,00

Trudno jest mi powiedzieć cokolwiek o tej książce. Naprawdę - nigdy wcześniej nie czytałam czegoś takiego. A teraz stoi przede mną chyba największe recenzenckie wyzwania mojego życia. Jak napisać opinię o czymś, czego się w ogóle nie rozumie? Książka przyciągnęła moje spojrzenie już na samym początku. Nie da się ukryć, że okładki nie da się przegapić. Bardzo przypadła mi do gustu. Jest w niej coś takiego, o co trudno w okładkach... Przemawia do czytelnika. Jeśli chodzi o mnie - to nawet bardziej, niż sam tekst. O czym w ogóle jest Surogat? Naprawdę trudno stwierdzić. Cała historia jest pokręcona i pewnym jest, że nie należy rozumieć jej dosłownie. Gdzie ci ludzie, którzy zawodowo interpretują książki i wiersze a ich teksty później możemy przeczytać w podręcznikach i od razu rozjaśnia się w głowie? Chętnie podesłałabym któremuś tę książkę. Niech mi wszystko prostym językiem wyjaśni. Proszę.

Jest pan chory. Choroba na razie nie powinna panu doskwierać, jednak musi pan wiedzieć, że to nie jest zwykły Katar. Choroba ta jest nieuleczalna i śmiertelna. Pan, panie F., jest umierający, umiera pan i pan umrze.

Franza odwiedza ciotka, która zadaje mu pytanie o dwóch mężczyzn przed drzwiami. Mężczyzna opowiada jej o ich wizycie i próbie zabrania go do szpitala. Przerażona kobieta zmusza go, żeby uległ i pojechał z nimi. Od tamtejszego lekarza otrzymuje złą wiadomość: jest śmiertelnie chory i pewnie niedługo umrze. F. nie traci jednak nadziei i otrzymuje skierowanie do szpitala. I właśnie w tym momencie wszystko zaczyna być tak dziwne, że trudno ująć to w słowach. Co tydzień odwiedza swojego lekarza prowadzącego, jednak nie dowiaduje się nic konkretnego, jednak nie traci nadziei na powrót do zdrowia. Poznaje tam mężczyznę, A., który wprowadza go w szpitalne życie, pokazuje metody leczenia i wzorzec zachowania. Dowiaduje się, że aby zostać wyleczonym trzeba odbywać szalone kuracje, i święcie czcić nadzieję. Początkowo Franz opiera się temu - wydaje się to być dla niego torturami. Z czasem jednak on też chce dążyć do zdrowia i poddaje się dziwnym zwyczajom.

Autor zwraca się bezpośrednio do nas. To my przeżywamy całą tą historię, my jesteśmy głównymi bohaterami na równi z Franzem. Ten zabieg literacki jest bardzo ciekawy i wydaje mi się, że tutaj najważniejszy. Trudno jest w ogóle mówić o fabule - jest ona tak zagmatwana, jakby autor chciał nam pokazać, jak to jest mieć jakieś zaburzenia i problemy z psychiką. Jeśli o to mu chodziło - poradził sobie doskonale. Nigdy nie byłam pijana, jednak czuję się tak w tym momencie. Mam ochotę podejść do lustra i spytać sama siebie, o co w tym wszystkim chodzi. Nie lubię nie rozumieć. A tutaj... to jedna wielka niewiadoma. I nie da się jej rozgryźć równaniem matematycznym. Zgroza - jak mówił umierając Kurtz, bohater Jądra ciemności

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że sama nie wiem, jak odebrałam tą powieść, czy mi się podobała. To właśnie najtrudniej stwierdzić. Po przeczytaniu czuję się po prostu... pusta. Chcąc nie chcąc muszę stwierdzić, że mimo wszystko nie znalazłam tu tej niezwykłości, której się spodziewałam. Autor doskonale sobie poradził z ową grą literacką i pogrywa z nami w ciekawy sposób. A jednak nic więcej mnie tu nie poruszyło. Byłam wręcz przerażona tym całym miejscem, do którego trafił F. Nie rozumiem, jak mógł tak spokojnie wszystko przyjmować do wiadomości. Jako bohater w ogóle nie przypadł mi do gustu. Był dosyć irytujący tym swoim zachowaniem.

Czytałam mnóstwo pozytywnych recenzji tej książki i jestem zdziwiona, że tak słabo ją oceniam. Nie da się ukryć, że swoje zalety ma. Ale nie przemówiła do mnie - w ogóle. Może nie nadaję się na czytelnika tego gatunku, jakimkolwiek by on nie był? A może po prostu to książka nie dla mnie? Są ludzie, którzy potrafią ją docenić i bardzo mi smutno, że ja nie należę do nich. Uwielbiam pisać optymistyczne recenzje książek, które mi się podobają. Te kiepskie najchętniej pominęłabym milczeniem jednak wiadomo - życie recenzenta zobowiązuje. Tak więc muszę przełknąć tą cytrynę i powiedzieć, co ja o tej książce myślę. A nie myślę nic. Naprawdę. Leży teraz obok mnie i nie wywołuje we mnie żadnych uczuć. Jest tutaj lekki zachwyt okładką i nic poza tym. Nie lubię takiej pustki - książki mają nas wypełniać a nie zabierać wszystko, co w sobie mamy.

Z tego co widzę jeszcze inni autorzy pokusili się o taką grę z czytelnikiem. Z jednej strony jestem ciekawa, jak im to wyszło a z drugiej wcale nie mam ochoty tego sprawdzać. Zawiodłam się na Surogacie a bardzo dużo się po nim spodziewałam. Wydaje mi się, że prawie na pewno po Taktotu i Koncept nr 14 nie sięgnę. Ciekawią mnie, ale dość mam zawodów jak na jakiś czas.

Ogólna ocena: 04/10 (może być)

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Oficynka!

1 komentarz:

  1. Twoja recenzja brzmi z jednej strony intrygująco, a z drugiej niezbyt pewnie. Prawdopodobnie w taki też sposób odebrałabym tę książkę... Dotąd o niej nie słyszałam i nie miałam styczności z zachwytami na jej temat. Teraz za to na poważnie zastanawiam się nad jej wyszperaniem - taka niecodzienność formy mnie zachęca, z drugiej strony chyba lekko się obawiam.

    OdpowiedzUsuń

Co u Ciebie?

Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger