Z pewnością wiecie, że zwykle nie chwytam za książki tego typu. Nie za często. Ta jednak zachęciła mnie samym tytułem. Z racji tego, że nie lubię wiedzieć, o czym dana pozycja jest, zanim zacznę czytać, wzięłam się za Fatum i furię po prostu w ciemno. Uznałam, że skoro coś mnie do niej ciągnie, to z pewnością nie może być źle. Miałam rację.
Lancelot urodził się w bogatej rodzinie. Jego ojciec zdobył miliony, przez co jedynakowi niczego nie brakowało. Dodatkowo okazał się wręcz geniuszem i od dziecka wykazywał się nad podziw dobrą pamięcią. Kiedy ukochany tatuś umarł, a Lotto wkręcił się w złe towarzystwo, został wysłany do szkoły z internatem. Z czasem pogodził się z wygnaniem i poznał Mathildę. Szybki ślub, początek wspólnego życia.
Jak się jednak okazało nie wszystko, co opowiedział nam Lancelot było prawdą. Nawet on nie znał w całości swojej ukochanej żony...
Początkowo planowałam tę recenzję na wczoraj. Dosłownie. Minął poniedziałek, a ja dalej byłam w trakcie czytania. Pierwsza część, fatum, ciągnęła mi się niemiłosiernie. Było w niej zbyt dużo bólu i nieszczęścia, by czytało się ją szybko i przyjemnie. Życie Lotta zapowiadało się na wyjątkowe. To, że spotkał Mathilde sprawiło, że wszystko potoczyło się całkiem inaczej. Kobieta była tego świadoma i to właśnie druga część, furia, to historia opowiedziana z jej perspektywy. Tutaj nie ma kłamstwa. Nic nie jest zaburzone przez wyobraźnię Lancelota. Dowiadujemy się tego, czego nikt się nie spodziewał. Tutaj też była rozpacz, a jednak połknęłam drugą część na raz.
Spodziewałam się, że i fatum i furia to ta sama historia, tylko opowiedziana z różnych perspektyw. Cieszę się, że się myliłam. Autorka zaczęła Fatum i furię od narodzin Lancelota, a skończyła na śmierci Mathilde.
Piękno doskonale podkreśla smutek, posyła strzałę prosto w serce.
Postać Lancelota przypomina jedną z postaci z dramatów, które on tak uwielbiał. Kiedy stanął na rozdrożu wybrał miłość, choć nie był pewny, jak to wszystko się potoczy. Żył całym sobą i zawsze wyrażał wszystkie emocje całym ciałem. Był bezbronny z tym swoim ekstrawertyzmem. Raniły go ostre słowa krytyki i brak uwielbienia. Polubiłam go. Polubiłam, choć - przyznaję się bez bicia - skazałam na straty. Kiedy zaczyna się poznawać jego historię od razu można wyczuć, że nie skończy się ona dobrze. Po prostu. Tacy ludzie jak Lotto - pełni ognia - szybko się wypalają i tracą chęć do życia. Podtrzymywanie ich na duchu nie jest proste, jednak Mathilde - jego fatum - dawała radę. Nic tutaj nie było białe, nie było czarne.
Ta kobieta jest tajemnicą. Kiedy pojawia się w życiu Lancelota przypomina anioła. Piękna, tajemnicza. Skradła jego serce jednym spojrzeniem. Zaproponował jej wspólne życie choć praktycznie nic o niej nie wiedział. Furia jest prawdą. Historią bez różowej otoczki, którą żył Lotto. Nie ufałam Mathilde, a jednak czułam do niej cień sympatii. Kiedy człowiek już ją zrozumie nic nie jest takie same. Jej czyny, działania zasługują na szacunek. Mimo przeszłości, która zniszczyła w jednej chwili małą dziewczynkę, którą była.
[Tragedia, komedia. To tylko kwestia punktu widzenia]
Każdy związek to dwie historie. Mogłoby się wydawać, że to stwierdzenie nie jest jakoś specjalnie odkrywcze. Ale kto o tym pamięta? Fatum i furia doskonale przypomina, że ważne są obie. Znając tylko opowieść Lotta moglibyśmy nie zrozumieć Mathilde, która okazała się osobowością dużo bardziej złożoną i skomplikowaną, bo ukrytą. Ciekawszą stroną tej monety, choć to na Lancelota zawsze wszyscy patrzyli i to jego podziwiali nie wiedząc, że bez niej byłby nikim.
Fabularnie ta historia jest tak idealnie spleciona, że nie da się wsunąć między jej zdania choćby zapałki. Lauren Groff napisała wspaniałą opowieść o dwojgu ludzi, którzy byli razem mimo wszystko. Cieszę się, że przeczytałam Fatum i furię. Coś mnie do tej powieści przyciągnęło i sprawiło, że złamała mi serce. Zwykle nie lubię, jak książka mi się dłuży. Nie lubię, gdy muszę ją odłożyć i odpocząć. Nie czuję jednak, że zmarnowałam kilka dni i nie obchodzi mnie, że mogłabym w tym samym czasie przeczytać trzy inne opowieści. Warto usiąść i pomyśleć nad tym, co stworzyła autorka. Jest to ciężki kawał literatury, bo pełno w nim bólu i tłumionego gniewu. Po zakończeniu trudno się podnieść i stanąć na nogi. A jednak... to po prostu trzeba poznać.
Pomyślała, że życie ma kształt stożka, teraźniejszość to jego szeroka podstawa, a przeszłość zwęża się ku ostremu wierzchołkowi. Im dłużej się żyje, tym bardziej rozszerza się podstawa, a rany i zdrady, których wcześniej się nie zauważało, rozrastają się jak plamki na powoli nadmuchiwanym balonie. Drobna skaza u dziecka staje się w dorosłym życiu okropną i nieodwracalną deformacją o postrzępionych brzegach.
Ogólna ocena: 09/10 (wybitna)
Spełnia wyzwanie: -
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Znak!
Taki troszkę spoiler, że M. umarła ><
OdpowiedzUsuńAle nawet mimo to, z chęcią przeczytam :3
Długo nad tym myślałam, ale skoro przedstawione jest CAŁE jej życie, to myślę, że nie jest to spojler :D
UsuńTrochę mnie odstrasza :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
http://ravenstarkbooks.blogspot.com/
O rajciu. Dlaczego? :D
UsuńPierwszy raz czytam recenzję tej książki, wcześniej jakoś nawet nie miałam ochoty, a nawet nie wiedziałam o czym to jest:) Teraz jakoś tak okładka mnie przyciągnęła:)
OdpowiedzUsuńOkładka zabójcza, to prawda :3
UsuńTeż jakoś ciągnie mnie do tej powieści, zwłaszcza po tym, jak dowiedziałam się, o czym jest. A po Twojej recenzji jestem jej jeszcze bardziej ciekawa. :D
OdpowiedzUsuńW takim razie łapaj :D
Usuń