kwietnia 26, 2017

RECENZJA SPECJALNA // PRZEDPREMIEROWO: Czerwone dziewczyny // Kazuki Sakuraba

Uwielbiam to uczucie, kiedy dociera do mnie, że coś jest oznakowane przymiotnikiem „japoński”. Nie potrafię koło takiej rzeczy przejść obojętnie. Czasem wystraszy tylko kilka liter, które brzmią jak japońskie słowo, a ja już mam ochotę ten przedmiot mieć, o tym czymś poczytać, czegoś więcej się dowiedzieć. Co ja na to poradzę, że japońska kultura mnie aż tak bardzo fascynuje? Nawet temat mojej pracy zaliczeniowej był japoński! (Feliks Jasieński i te sprawy) Kiedy Kyou powiedziała mi, że kolejną książką, którą chce ze mną zrecenzować jest powieść Kazuki Sakuraby, bez zastanowienia się zgodziłam. W końcu japońska autorka japońskiej powieści. A te potrafią być niezwykle specyficzne i piękne. Cieszyłam się, jak dziecko, kiedy do moich rąk wpadł egzemplarz Czerwonych dziewczyn. Już wtedy wiedziałam, że na tej książce się nie zawiodę.

Byłam niesamowicie szczęśliwa, kiedy mogłam poinformować Aypę, że naszym następnym wspólnym projektem będą Czerwone dziewczyny. Początkowo planowałam coś całkiem innego, jednak wiem do kogo się zgłosić, jak pojawia się coś o Japonii i nawet się nie wahałam, tylko zmieniłam początkowy plan. O Kazuki Sakurabie nigdy wcześniej nie słyszałam, jednak nie mam żadnego doświadczenia jeśli chodzi o literaturę japońską - styczność miałam tylko z mangami oraz z Harukim Murakamim - więc postanowiłam zaryzykować i poszerzyć horyzonty. Interesuje mnie ten kraj i jego historia, a Czerwone dziewczyny przybliżyły mi ją doskonale.

Ciężko pracuj, to czeka cię lepsze życie, a twoje dzieci wspanialsza przyszłość. A teraz ruszaj w górę krok za krokiem.

Manyo od dziecka widziała przyszłość. Kiedy była mała cudzoziemcy z gór porzucili ją w wiosce, a przygarnęła ją rodzina robotnicza. Dziewczynka zawsze była inna niż pozostałe dzieci, jednak rozumiała swój dar i nie bała się go. Nikt się nie spodziewał, że to właśnie ona zostanie wybrana na żonę dla syna matrony rodu Akakuchibów, właścicieli ogromnej huty, która zatrudniała mnóstwo mężczyzn, którzy bez tego by nie mogli utrzymywać rodzin. Kemari - córka Manyo - zawsze była nieprzewidywalna i nieodpowiedzialna. Żywiołowa dziewczyna, która już jako nastolatka została wybrana na przywódczynię kobiecego gangu motocyklowego nie potrafi dorosnąć. A czas leci. Toko, córka Kemari, ma ciężkie zadanie. Minęło już wiele lat od chwili, gdy Manyo została znaleziona przy studni, sporo osób odeszło już z tego świata, a Toko nie potrafi przystosować się do społeczeństwa. Jako potomkini Akakuchibów nie musi pracować, jednak ciągle dręczy ją bezczynność. Lenistwo jednak wygrywa. Dopiero sprawa pewnego morderstwa motywuje ją do działania. Czas rozwiązać tajemnicę sprzed lat.

Niesamowitym jest to, jak przez te książkę się płynie. Zapewne jest to za sprawą głównych bohaterek, które w żadnym stopniu nie są nijakie. Każda z nich określa się wyjątkowym charakterem. Pozwólcie, że zacznę od końca, czyli od Toko Akakuchiby - narratorki. Uważa siebie za nudnawą dwudziestoparolatkę, niegodną miana córki i wnuczki kobiet Akakuchiba. Zazdrości swojej matce i babce ich niezwykłości, o której to opowiada przez zaczną część powieści. Dla mnie Toko była równie dobrą postacią, co pozostałe panie. Wykazuje się niesamowitym uporem w dążeniu do poznawania prawdy. Wyznanie Manyo sprawia, że dziewczyna porzuca myśl o zwyczajowości swojego życia. To jest właśnie ta część, którą u niej niesamowicie cenię. 

Koniec świata. Któregoś ranka nadejdzie.

Mogę powiedzieć, że Toko jest postacią, z którą potrafiłam się utożsamić. W pewnym sensie jesteśmy do siebie podobne i nie chodzi mi tutaj tylko o wiek. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że w jakiejś części również dostrzegłam siebie w postaci Kemari – matki Toko. Tym, co zdecydowanie nas różni (w sensie mnie i Kemari) to lata szkolne. Matka Toko była buntowniczką. Ba! Śmiem twierdzić, że quasi-recydywistką, która kierowała się własnymi zasadami i prawami. Jej postawa często kojarzyła mi się z yakuzą, której motyw często spotykam w mangach (kto się nie boi BL to niech sięgnie po Złamane skrzydła*), jednak w wydaniu nieco złagodzonym, aż pragnie się rzec, że kobiecym. Kiedy pojawia się zwrot akcji w życiu nieustraszonej Akakuchiby, jej postawa i zachowanie diametralnie się zmienia. I właśnie z tą Kemari zaczęłam się identyfikować. Teraz widzę, że zupełnie taka postawa do mnie nie pasuje, ale w momencie czytania Czerwonych dziewczyn bardzo wczułam się w ten fragment. Trochę mnie frustrował a trochę zasmucał, bo koniec końców nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.

Toko to cała ja. Być może sporo osób będzie mogło tak powiedzieć, bo można rzec, że cierpi na pewną chorobę cywilizacyjną, która dotyka młodych ludzi do tej pory. Zniechęcenie do życia, brak ambicji, motywacji do działania. To wszystko, z czym borykam się każdego dnia. Postać Toko na pierwszy rzut oka wygląda na najmniej niezwykłą. W końcu jeśli porównamy ją z babką, która przewidywała przyszłość i matką, która potrafiła podporządkować sobie ogromne ilości ludzi wypada dość blado. Jej serce jednak jest równie gorące jak poprzedniczek, podobnie jak potencjał. Podobnie lubię Manyo i Kemari. Nie da się nie kochać dziewczyn z rodu Akakuchiba. Każda jest wyjątkowa, jednak ma w sobie coś, co wyróżnia ją spośród rodziny i to coś porusza czytelnika do głębi.

Miłość trwa wiecznie, wiesz o tym?

Kazuki Sakuraba stworzyła trzy niesamowite kobiety, które nie pozwolą o sobie bardzo długo zapomnieć. Wysuwają się one na pierwszy plan, jednak pozostawiają też miejsce w świetle reflektorów dla innych postaci. Złota Rybka i to, co się stało z jej bratem; Toyohisa i jego piec czy też pierworodny Manyo... Oni wszyscy żyją na tych kartach. Nie są jedynie papierowymi podpórkami dla głównych bohaterek. Wręcz przeciwnie. To dzięki nim w tej powieści tyle uczuć, emocji. Fabuła nie jest bardzo dynamiczna, rozwija się swoim tempem, ale wcale nie nudzi. Przebywanie w świecie Akakuchibów było dla mnie tak niezwykłym przeżyciem, że nie mogłam się oderwać. Połknęłam Czerwone dziewczyny na raz i będę polecać tę powieść wszystkich - szczególnie fanom literatury japońskiej jak i książki Piękno to bolesna rana, gdyż klimat obu historii wydał mi się bardzo podobny. Idealny.

Ogółem bardzo zaangażowałam się w całą książkę. Każdy smutniejszy moment od razu zmieniał mój nastrój. I myślę, że jest to sprawka Manyo – babki Toko. Jej historia jest przedstawiona tak naprawdę najdokładniej. Postać babki prowadza do opowieści element fantastyczny, który de facto jest podstawą całej intrygi. Sama postać Manyo jest bardzo... tradycyjna. Przedstawiona jest jako kobieta wychowująca swoje dzieci, ucząca się na matronę domu Akakuchibów, ale również obce, dziecko z gór, wokół którego rośnie miejscowa legenda. 

A może wszyscy nienawidzą swojej pracy, ale i tak ją wykonują?

Autorka zamieściła w Czerwonych dziewczynach sporo z samej historii Japonii. Poznajemy tradycje i to, jak zmieniało się podejście do życia z biegiem lat. Poznajemy trzy pokolenia wiekowej rodziny Akakuchibów. Mają oni swoje rytuały, swoje przyzwyczajenia. Nie jest łatwo wżenić się w taką rodzinę, jednak Manyo jest bardzo specyficzną postacią i magia, którą wprowadza do tej książki jest tak bardzo wyczuwalna, jakby ta kobieta istniała naprawdę, a cząstka jej duszy wciąż była wśród nas. Każda z kolejnych dziewczyn jest inna i ma inny charakter, bo żyje w całkiem innej rzeczywistości, niż jej poprzedniczki. Pokochałam to, co stworzyła Kazuki Sakuraba i ślę do wydawnictwa Literackiego gorące prośby o więcej jej książek. 

Historia kobiet z rodu Akakuchiba pozostanie ze mną na bardzo długo. Przedstawiona tutaj historia, w pewnym sensie jest fikcją, jednak odczułam ją, jako coś realnego. Podczas czytania nie czuć jej ciężaru. On przychodzi dopiero jak odłoży się książkę na bok i zacznie się myśleć o dopiero, co przedstawionych wydarzeniach. Czerwone dziewczyny jest jedną z takich książek, które ja nazywam pozornymi. Od początku wiedziałam, że będzie to dobra lektura, jednak nie sądziłam, że aż tak wejdę do świata czerwieni, stali i wiatru.

Na koniec powiem tylko jedno: czytajcie to.

Ogólna ocena: 10/10 (arcydzieło)
Ogólna ocena Aypy: 10/10 (arcydzieło)

613 // Czerwone dziewczyny // Kazuki Sakuraba // Red Girls: The Legend of the Akakuchibas // Łukasz Małecki // 27 kwietnia 2017 // 416 stron // Wydawnictwo Literackie // 44,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękujemy wydawnictwu Literackiemu!

4 komentarze:

  1. Fajne są wasze podwójne komentarze, jednakże bardzo dużo sie je czyta. Jedni to kochają inni... taki jak ja. stwierdzam stanowczo że długo czytam :)
    Oby jak najwięcej długoczytających recenzji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega zazdroszczę, że tak Ci się ta książka spodobała.
    Niestety na mnie nie zrobiła aż takiego wrażenia, co nie zmienia faktu, że cieszę się, iż ją przeczytałam ;)

    OdpowiedzUsuń

Co u Ciebie?

Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger