Ostatnio cały czas mam problemy z książkami. Choćbym chciała nie jestem w stanie się w nie wciągnąć. Męczy mnie to okropnie, gdyż długo zajmuje mi przeczytanie każdej z nich, a moje wyniki czytelnicze z kwietnia są strasznie słabe. Szukałam czegoś, co wyrwie mnie z tego letargu i pozwoli znowu cieszyć się z każdej przeczytanej strony. Chwytając za Śmierć w Chateau Bremont nie spodziewałam się po niej niczego specjalnego. Zdecydowałam się na nią bardzo spontanicznie, gdyż to był pierwszy, leżący na wierzchu kryminał, a właśnie na ten gatunek miałam obecnie ochotę. Początkowo bardzo irytowały mnie wszędzie wstawiane francuskie zwroty i nazwy, jednak kiedy już przywykłam... Śmierć w Chateau Bremont to to, czego potrzebowałam.
Kiedy pewnej nocy Etienne de Bremont wypada z okna w starej, rodzinnej, posiadłości wszyscy są zdania, iż to zwykły wypadek i chcą jak najszybciej zamknąć sprawę, by nie przysparzać rodzinie bólu i złej sławy. Śledztwo prowadzi sędzia Antoine Verlaque, który jest innego zdania. Podczas przeszukania dostrzega on na jednym z rodzinnych zdjęć znajomą postać i postanawia zaprosić Marine Bonnet - wykładowczynię prawa - do pomocy. Nie jest to łatwe ani dla niego, ani dla niej. Rozstali się oni pół roku temu, a ich związek był jednym z tych burzliwych. Sędzia próbuje dojść do tego, czy wtedy nocą na strychu był ktoś jeszcze. W końcu jak zwinny mężczyzna może wypaść z okna w miejscu, które znał jak żadne inne?
Główni bohaterowie są bardzo barwni, jednak czasami wydawali mi się płascy. Ich emocje nie były wyczuwalne, co trochę mnie denerwowało. Ich charaktery są jednak bardzo dobrze skonstruowane i dzięki temu przyjemnie się spędzało z nimi czas. Antoine Verlaque jest kimś specyficznym. Jego się albo uwielbia, albo go nienawidzi. Nie ma nic pomiędzy. Mężczyzna ma swoje ścisłe zasady, lubi, kiedy wszystko idzie po jego myśli. Irytowały go niektóre skłonności Marine, które mnie osobiście nie wydawały się niczym nagannym. Przewrażliwienie Verlaque'a naprawdę bawi. Moment, kiedy próbuje utrzymać neutralny wyraz twarzy, gdy jego była kobieta pochłania jedną oliwkę za drugą... Życie z nim musiało bym naprawdę nie do wytrzymania.
Miłe dzieci wyrastają na miłych dorosłych.
Marine udało mi się polubić, nawet bardzo. Jej charakter kojarzył mi się z inną francuską bohaterką, którą uwielbiam. Mam tutaj na myśli Catherine, z serii książek Isabelle Lafleche. Przypomniał mi się tamten klimat i zatęskniłam za tamtymi historiami. Mam nadzieję, że może niedługo pojawi się kolejny tom z cyklu, gdyż już trochę na niego czekam. Zapewne dlatego zapałałam sympatią do głównej bohaterki Śmierci w Chateau Bremont. Kusi mnie chwycić za kolejną część, która ma pojawić się już w czerwcu tylko dla niej. Morderstwo przy rue Dumas zapewne dalej będzie miało w sobie to coś, co sprawiło, że przypomniały mi się letnie chwile spędzone przy tych książkach, które tak mocno zapadły mi w pamięć. Słońce, truskawki i książki M.L. Longworth. Brzmi dobrze.
Autorka zamieściła w swojej książce bardzo dużo szczegółów dotyczących miejscowości, w której rozgrywa się cała akcja oraz sporo informacji na temat zwyczajów Francji, które mogą być nieznane komuś, kto tam nie mieszka. Czuć tutaj klimat tego kraju bardzo wyraźnie, jednak zbyt dużo tutaj rozmów o winie, cygarach, jedzeniu. Dodaje to sporo wątków obyczajowych i dlatego nie da się nazwać Śmierci w Chateau Bremont pełnokrwistym kryminałem. Z jednej strony to powód, dla którego za tę książkę naprawdę warto chwycić w wakacje - ah, ta Francja i małe, romantyczne miasteczka! - z drugiej... Krew się tutaj nie leje strumieniami, a domyślić się niektórych kwestii można bardzo szybko.
Nie przewidziałam jednak zakończenia. Nie do końca. Nie uważam jednak, żeby to był minus tej historii. Jeśli jakieś szczegóły wskazują na rozwiązanie sprawy to wtedy przynajmniej nie wzięło się ono z niczego i ma naprawdę sens. Chociaż kryminały Mroza sprawiają, że człowiek zostaje w samych majtkach na mrozie, to nie da się rozwiązać tych spraw, przed którymi stają jego bohaterowie. Kiedyś podobało mi się to, teraz jednak doceniam bardziej tych pisarzy, którzy potrafią przemycić wskazówki w swoich książkach, nie podając przy tym wyjaśnienia na tacy. Właśnie taka jest Śmierć w Chateau Bremont i zdecydowanie warto spędzić z nią trochę czasu. A czyta się ją wyjątkowo szybko.
Ogólna ocena: 07/10 (bardzo dobra)
696 // Śmierć w Chateau Bremont // M.L. Longworth // Death at the Chateau Bremont // Anna Krochmal // Verlaque i Bonnet // tom 1 // 15 marca 2018 // 320 stron // Wydawnictwo Smak Słowa // 39,90 zł
Za możliwość przeczytania dziękuję Bussiness & Culture!
Reczej nie przeczytam. Lubię kryminały, ale ostatnio nie mma na nie ochoty ):
OdpowiedzUsuńOstatnio bardzo ciągnie mnie do kryminałów. Bardzo chciałabym przeczytać coś, co wręcz wbije mnie w fotel. Nie mam zbytniego doświadczenia z tym gatunkiem, a bardzo chciałabym to zmienić. Okładka omawianej przez Ciebie książki oraz opis mnie zainteresowały. Być może, mam nadzieję, w niedalekiej przyszłości, ją zdobędę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, dziewczyna z książkami