Jeśli zaglądaliście na mój post z maratonu czytelniczego 7ReadUp to wiecie, że próbowałam kilkukrotnie polubić się z Maggie Stiefvater, jednak każda próba przeczytania Króla kruków kończyła się jedną wielką porażką. W końcu poddałam się i uznałam, że widocznie nie jesteśmy sobie pisane i nigdy nie dostrzegę tego, co w twórczości tej pani widzą inni. Często się to zdarza, więc nie czułam się zbytnio pokrzywdzona. Widząc jednak, że ma pojawić się nowa książka autorki, którą każdy poleca, nie mogłam się powstrzymać i postanowiłam dać jej kolejną szansę. Przeklęci święci byli dla mnie całkowitą zagadką. Nie wiedziałam, o czym są - nie czytam opisów - i lekko obawiałam się, że skończy się jak w poprzednich przypadkach, a przecież zdecydowałam się, że będzie to jedna z historii, które poznam podczas trwania 7ReadUpu...
Bicho Raro to małe miasteczko, które zamieszkuje rodzina Soria. Są oni znani na całym świecie, gdyż każdy chce cudu, a oni są w stanie ten cud zapewnić. W rodzinie Soriów od wieków rodzą się święci, a pokutnicy przyjeżdżają do nich z każdego zakątka globu. Nie tak łatwo jednak zmierzyć się z mrokiem, który tkwi w każdym człowieku. Każdy święty i członek Soriów musi przestrzegać kilku zasad, które chronią ich przed konsekwencjami. Beatriz jednak nigdy nie chciała pomagać ludziom i sprawiać cudów. Razem z kuzynami prowadzi więc nielegalną rozgłośnię radiową, która - ze względu na mały zasięg - słuchana jest zapewne przypadkiem przez osoby, które można policzyć na jednej ręce. Pete Wyatt przybywa do Bicho Raro nie po cud, a po ciężarówkę, dzięki której może spełnić swoje marzenia. Jego przyjazd jednak zmieni nie tylko jego, ale też całą rodzinę Soria, która od pokoleń ślepo patrzyła w jedną stronę.
Początkowo uważałam, że chociaż fabuła zapowiada się interesująco, to w żaden sposób nie uda mi się przez Przeklętych świętych przebrnąć. Nie wiem, czy taki styl pisania jest znakiem rozpoznawczym Maggie Stiefvater, czy też po prostu uznała, że to tej historii będzie on pasował, acz miałam spory problem ze wgryzieniem się w tę historię i zrozumieniem, o co w niej właściwie chodzi. Bo musicie wiedzieć, że akcja tutaj nie pędzi na łeb, na szyję. Wręcz przeciwnie. Wszystko porusza się powoli, ospale. Chociaż spodziewałam się najgorszego, to w pewnym momencie tak wsiąkłam w ten rytm, że nie mogłam się od czytania oderwać. Bo w tej książce to nie wydarzenia się liczą, a przemyślenia bohaterów, ogarniający ich mrok i fakt, że sposób, w jaki autorka tę książkę napisała, hipnotyzuje niczym Amerykańscy bogowie, Neila Gaimana.
Strach i gniew tak naprawdę niewiele się od siebie różnią. Są niczym dwa głodne zwierzęta, które polują zwykle na tę samą ofiarę - emocje - i kryją się przed tym samym drapieżcą - logiką.
Beatriz jest bohaterką, którą bardzo polubiłam. Jestem jednak świadoma tego, że nie każdemu się to uda. Tak samo, jak nie dla każdego jest to książka. Jeśli spodziewacie się, że Przeklęci święci to lekki romans na wakacje, to nie wiecie nawet, jak bardzo się mylicie. Już sama postać Beatriz zapowiada, że mamy tutaj styczność z czymś głębszym. Logika, jaką posługuje się dziewczyna, jest czymś niesamowitym. Czyni ją to kimś, z kim chciałabym przebywać. Ba, chciałabym mieć takie samo podejście do życia i w ten sam sposób rozwiązywać problemy. Już nawet miłosne rozterki tej bohaterki nie przypominały tych, które dotykają większość nastolatek. Z tego powodu miłość, która w Przeklętych świętych występuje jest niezwykła i tak delikatna, że nie wysuwa się na pierwszy plan.
Ważne są tu również relacje rodzinne, gdyż Przeklęci święci to w pewnym rodzaju saga. Saga rodzinna o latach strachu, bólu i unikania cierpiących, których mrok otacza i w każdej chwili gotowy jest przenieść się na któregoś z Soriów. Kiedy czyta się o tym, jak bardzo oddalone są od siebie osoby, które przecież powinny być dla siebie największym wsparciem, od razu zaczyna inaczej patrzeć się na własne życie i otoczenie. To było dla mnie kolejnym zaskoczeniem, gdyż Maggie Stiefvater nie rzuca w nas morałami. Ona tylko opisuje wszystkie wydarzenia, pozwalając nam wyciągnąć swoje wnioski.
Niebo jest wielkie, ponad nim znajduje się mnóstwo gwiazd, a pod nim mnóstwo ludzi, i my wszyscy, gwiazdy oraz ludzie, tęsknimy za kimś w ciemności. Jednak ja, Diablo Diablo, myślę, że skoro wszyscy za kimś tęsknimy, to znaczy, że to nas wszystkich łączy, prawda? Zatem dopóki jesteśmy samotni, nikt z nas nie jest tak naprawdę sam.
Oprócz faktu, że mamy tutaj niezwykłą atmosferę otrzymujemy też niesamowicie oryginalny pomysł na spersonifikowanie mroku, który siedzi w każdym człowieku. Nikt nie wie, jaką postać przybierze to, co w nim siedzi, a jednak z nadzieją pozwalają Soriom na wywleczenie tego na światło dziennie i próbują zwalczyć to, co w nich najgorsze. Jest tutaj wielu cierpiących ludzi, którzy nie wiedzą, jak sobie z tym cierpieniem poradzić i nikt nie wie, czy kiedykolwiek opuszczą Bicho Raro. Jak żyć w świecie normalnych ludzi z głową kojota, nie potrafiąc wypowiedzieć słowa, tylko powtarzać te, wypowiedziane przez inne osoby, czy też mając rozmiar sporego budynku? Jak dużej odwagi trzeba, żeby zacząć walczyć z samym sobą?
Jak już wspominałam klimatem Przeklęci święci przypominają Amerykańskich bogów i nie zdziwiłabym się, gdyby właśnie oni byli natchnieniem Maggie Stiefcater, przy tworzeniu tej historii. Trzeba jednak nastawić się na to, że tutaj akcja toczy się swoim tempem i nie przyspiesza ani na chwilę. Kiedy czytelnik skupi się na bohaterach, ich uczuciach oraz każdym słowie, napisanym przez autorkę, zakocha się w tej opowieści i ani na chwilę nie odłoży jej na półkę. Nie jest to historia dla każdego, dlatego zastanówcie się, czy oczekujecie dużej dawki rozrywki, czy czegoś niesamowitego, co zostanie z Wami na bardzo długo.
Ogólna ocena: 10/10 (arcydzieło)
725 // Przeklęci święci // Maggie Stiefvater // All the Crooked Saints // Piotr Kucharski // 6 czerwca 2018 // 303 strony // Wydawnictwo Uroboros // 34,99 zł
Za możliwość przeczytania dziękuję grupie wydawniczej Foskal!
Ja jeszcze twórczości tej autorki nie znam, chociaż „Król kruków” na półce czeka. Książka, o której mówisz, wydaje mi się interesująca, więc może spróbuję swoich sił ;)
OdpowiedzUsuńSpróbuj, bo ja jestem naprawdę zachwycona <3
UsuńKurcze, a mnie nie do końca przekonała. W tej swojej dziwności nieco się pogubiła, tak jak pierwsza połowa książki mnie oczarowała, tak im dalej w las (czy też raczej pustynię), tym książka traciła na swojej niezwykłości, stawała się coraz bardziej dla mnie obojętna, a romans, mam wrażenie, całkowicie zepsuł, to co tak skrzętnie dotychczas było budowane...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
dziewczyna z książkami
Ja właśnie na ten romans nie zwracałam zbyt dużej uwagi. Wydał mi się mało ważny, taki raczej wynikający sam z siebie niż biorący się z chęci autorki. A ta dziwność tak mocno przypominała mi Amerykańskich bogów, Gaimana, że aż wyszło to mocno na plus :D
Usuń