stycznia 27, 2015

[261] PRZEDPREMIEROWO: Córki marionetek - Maria Ernestam


Tytuł: Córki marionetek
Tytuł oryginału: Marionetternas döttrar
Autor: Maria Ernestam
Tłumaczenie: Magdalena Anna Kostrzewska
Seria: -
Tom: -
Data wydania: 28 styczeń 2015
Liczba stron: 432
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Cena na okładce: 34,90

Marianna wraz z dwoma siostrami, matką i ojcem mieszka w małym miasteczku w Szwecji. Ich mieszkanie jest połączone ze sklepem, który prowadzą. Można tam kupić najróżniejsze przedmioty - kule wypełnione śniegiem, książki, marionetki. Przed wejściem znajduje się piękna, francuska karuzela. I to właśnie na niej jedenastoletnia Marianna znajduje ciało swojego zamordowanego ojca. Jest to wydarzenie, które w ich mieście budzi mnóstwo emocji i jest ogromną sensacją. Szczególnie dlatego, że policja jest bezradna i sprawca najprawdopodobniej jest już daleko poza granicami. 

Trzydzieści lat później Mariannę dalej prześladuje obraz zamordowanego ojca. Pamięta tylko to - reszta wspomnień z czasów po jego śmierci, gdy ciągle o coś ją pytali, a ta tragedia została rozpowszechniona na cały kraj, zanikła. Mieszka teraz sama w tym samym domu i zajmuje się tym samym sklepem. Nie wyobraża sobie, że mogłaby go opuścić mimo tego, że jej mąż wraz z córeczką to uczynili. Tęskni za dzieckiem, jednak wie, że tam jest szczęśliwsza. Życie jej płynie spokojnie w ukochanym sklepie, w towarzystwie marionetek, którymi w dzieciństwie bawiła się z siostrami. 

Wszyscy mamy swoje sposoby, by uciec od tego, co nas męczy. Pracujemy, mówimy, milczymy, dekorujemy, piszemy, czytamy, wypływamy w morze, występujemy na scenie, stoimy w miejscu albo pędzimy przed siebie - daleko, do przodu. Z czasem znajdujemy najlepszy sposób na ucieczkę przed mrocznymi wilkami trwogi, wreszcie uczymy się z nimi żyć, a nawet miewamy wrażenie, że udało nam się je oswoić. 

Pewnego dnia w miasteczku pojawia się nikomu nieznany mężczyzna. Ma zamiar odbudować starą piekarnię, która od lat stała nieużywana i krążą pogłoski, że jest nawiedzona. Ludzie mówią, że jest on dziennikarzem, który ma zamiar napisać książkę o ich małym mieście. Przedstawia się on jako Amnon Goldstein i spotyka się z każdym mieszkańcem, który może mieć coś do powiedzenia. Łatwo zdobywa zaufanie wszystkich, nawet Marianny. Od chwili jego przyjazdu w miasteczku zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a atmosferę wypełnia zapach strachu.

Nie będę ukrywać, że bardzo dużo spodziewałam się po tej pozycji. Zacznijmy od tego, że rzadko kiedy czytam książki psychologiczne. Wydaje mi się, że jedyną z tego gatunku, z jaką miałam styczność był Spokojny chaos, który bardzo przypadł mi do gustu. Postanowiłam więc spróbować raz jeszcze. Skoro raz mi się spodobało, czemu nie kolejny? Padło na Córki marionetek z kilku powodów. Po pierwsze: opis. Mimo lekkich spojlerów w nim - radzę: nie czytajcie - zdecydowanie zaciekawia czytelnika. Po drugie: okładka. Tak, tak. Jestem totalnym wzrokowcem, a pałam miłością do wydań tego wydawnictwa. Po trzecie fakt, że książkę napisała szwedzka autorka. Nigdy jeszcze nie miałam z taką do czynienia, tak więc najwyższa pora na zapoznanie się. 

Czasami niepokój napełnia moje wnętrze wronami, które kraczą tak głośno, że nie słyszę siebie. Nikt o tym nie wie, trudno mi się samej do tego przyznać. (...) Mój lęk, jeżeli dobrze to nazywam, dotyczy czegoś innego. Pewnego razu zobaczyłam, jak mój ojciec siedzi martwy, przywiązany do konia na karuzeli. (...) Wtedy nie byłam w stanie powiedzieć, choć bardzo chciałam, że nigdy nie wiem, kiedy ten widok sprawi, że upadnę pod jego ciężarem na kolana.

Rzadko się zdarza, że pozycję zaczynam zaraz po otrzymaniu, jednak tym razem nie mogłam się powstrzymać. Wydaje mi się, że to wydawnictwo tak na mnie działa, gdyż zawsze zaczynam ich pozycje od razu po otrzymaniu paczki. I we wszystkich od razu się zakochuje. W przypadki Córek marionetek tak nie było. Początkowo trudno mi było się odnaleźć w tym szwedzkim miasteczku. Wszystko tam było tak bardzo różne, wręcz groteskowe. Sam fakt, że ta książka nosi miano thrillera psychologicznego sprawił, że na każdego bohatera patrzyłam przerażona, a każdy powiew wiatru traktowałam jak znak od samego diabła. Zdecydowanie stresująca pozycja. 

Bardzo byłam ciekawa zakończenia i to dla niego parłam przez te dziwne wydarzenia, które dotknęły mieszkańców. Może i ta książka nie zachwyca, jednak jej przekaz, którego na początku nie widać, porusza do granic możliwości. Dzisiaj jest Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Wiedziałam o tym, zaczynając czytać tą pozycję. Nie wiedziałam tylko, że tak idealnie wpasuje się w to święto. Nie zdradzę Wam nic więcej, gdyż dokładne wyjaśnienie tego byłoby ogromnym spojlerem. Powiem jednak jedno: ta książka z pewnością Was poruszy. Jeśli macie wrażliwe serduszka zaopatrzcie się w paczkę chusteczek. Biorąc się za tę książkę dużo oczekiwałam. Nie dostałam tak do końca tego, jednak otrzymałam coś całkiem innego. Pamięć szwedzkiej autorki na temat, który nam, Polakom, jest szczególnie bliski.

Tak więc starałam się opisać świat publiczności. 

Niebezpieczeństwo, dobro, niepewność, brud i próżności. 
Jako publiczność gorzko patrzycie 
na biedną marionetkę zmęczoną życiem. 

Trzeba przyznać, że zakończenie wynagrodziło mi to, co zawiodło mnie podczas czytania. Często tak się zdarza, dlatego jestem zwolenniczką czytania każdej książki do samego końca. Z każdą stroną tej historii zakochiwałam się w niej coraz bardziej. Nie chodzi tutaj o bohaterów, którzy są stworzeni wręcz mistrzowsko, tylko o samą historię. Historię tak bardzo poruszającą i zmuszającą do przemyślenia swojego życia, że aż strach o niej myśleć. Na pierwszy rzut oka tego nie widać, prawda? Sama byłam tym bardzo zdziwiona. Może gdyby mnie wcześniej ktoś ostrzegł, przygotowałabym się na to bardziej. Na fakt, że po przeczytaniu moje życie okaże się prawie nic nie warte w porównaniu z tamtymi ludźmi.

Okładka jest piękna. Piękna, choć przerażająca. Już sama ona wydaje się być odwzorowaniem tego, co autorka próbuje przekazać i dokładnie wyjaśnia w Posłowiu. Każdy z tych bohaterów coś ukrywa lub przeżył w życiu coś, co niszczy go od środka. W sobie czuję teraz ogromną pustkę. Moje myśli uciekają teraz w takie rejony, których zwykle starają się unikać. Powinnam się była na to przygotować, jednak nie sądziłam, ze w książce z takiego gatunku mogę znaleźć coś takiego.

Uśmiechaj się do świata, a świat będzie się uśmiechał do ciebie. 

Siedzę teraz z tą książką na kolanach i nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Gdy zaczęłam ją czytać ułożyłam sobie w głowie listę kolejnych pozycji. Trudno mi jednak teraz tak po prostu przejść do książki dla młodszych, którą zaplanowałam jako następną. Dopadł mnie ogromny, niekontrolowany kac książkowy, który w połączeniu z okropnym bólem głowy jest nie do wytrzymania. Nie mogę też sobie wmówić, że przecież to tylko fikcja literacka, że nic takiego nigdy nie miało miejsca. A jednak te cztery słowa, które widnieją na okładce i raz za razem kopią mnie w żołądek nie pozwalają tak myśleć. Książka inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Cztery zwykłe słowa, a tak potrafią człowieka zdołować. 

Mimo panującej w tej pozycji atmosfery, która kazała mi uciekać gdzie pieprz rośnie, wytrwałam do końca. Stopniowo zaprzyjaźniłam się z bohaterami, z Klarą; moją imienniczką, Karoliną; z mamą trzech sióstr. Nie wiem, czy autorka ma na swoim koncie jeszcze inne książki, jednak jestem pewna, że tak poruszającą historię można opisać tylko raz. Nie spodziewam się, że jeszcze kiedyś na półce w księgarni ujrzę nazwisko Marii Ernestam na książce innej, niż Córki marionetek. I w pewnym sensie jest to cudowne. Takie wrażenie, że jej nazwisko kojarzyć się będzie z czymś tak wspaniałym, poruszającym. Nie życzę jej kolejnych dzieł. Życzę jedynie, by to odniosło sukces na jaki zasługuje i trafiło do serc innych czytelników. Bo to, co się w niej znajduje, powinno poruszyć każdego. 

Nie wiem, jak mam się pozbierać po tym uczuciu, które teraz mnie wypełnia. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła o nim zapomnieć. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła z nim żyć. Takie same wrażenie miałam po przeczytaniu Innego świata, Herlinga-Grudzińskiego. Powinnam być uprzedzona, a nikt tego nie uczynił. Do tej pory fragmenty z jego opowieści nawiedzają mnie po nocach. Czy można żyć bez litości? To pytanie tak często się tam pojawiało, że wryło się głęboko w mój umysł i prawdopodobnie zostanie tam na zawsze. 

To nie moja wina. To lalki to zrobiły.

czeski lalkarz przed plutonem egzekucyjnym

Ogólna ocena: 10/10 (arcydzieło)

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona!

7 komentarzy:

  1. Teraz nie ma takiej siły, która powstrzymałaby mnie przed lekturą ;) Twoje słowa bardzo mocno na mnie podziałały.

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam ciekawa, jakie ta książka zdobędzie recenzje... teraz tym bardziej chcę ją przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogromnie się ciesze, że ksiażka aż tak bardzo przypadła Ci do gustu. Chętnie się z nią zapoznam tym bardziej, że intrygowała mnie już od chwili zapowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. chętnie przeczytam, od początku przykuła moją uwagę :) Ale odłożę ją na razie w planach :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Stresująca powieść, mówisz? W takim razie to chyba coś dla mnie. Odkąd usłyszałam o tej książce, bardzo mnie ona intryguje. A i wielki plus dla okładki! Bardzo niepokojąca, od razu przyciągnęła moje oko. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem w trakcie czytania. Muszę przyznać, ze jest to książka inna niż wszystkie przeczytane przeze mnie wcześniej kryminały z krajów skandynawskich :)

    OdpowiedzUsuń

Co u Ciebie?

Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger