Przedstawiać się już chyba nie muszę, bo to już kolejna recenzja z tej serii, ale - jak to mówiła nasza matematyczka - aby nie było, że nie było, dlatego... Cześć wszystkim czytelnikom Papierowych Miast, z tej strony Aypa z Magii Mangi. 😄
Przez ostatnie kilkanaście tygodni (po co mówić o miesiącach, tak brzmi bardziej dramatycznie XD) zbierałam się do przeczytania jednej, cudnie wyglądającej książeczki opatrzonej w piękne ilustacje. Pierwszą porcję przeczytałam zaraz po dostaniu jej do rąk, drugą - wczoraj. Tak, wczoraj. Cóż, mogłabym zwalić wszystko na natłok zajęć na studiach i ogólnie pojęte życie, ale byłaby to tylko po części prawda. Wbrew moim oczekiwaniom z początku Pax mnie troszkę rozczarował, a to spowodowało u mnie wielkiego książkowego kaca i swoistą niechęć do dalszego czytania opowieści o trzynastolatku i jego rozłące z lisim przyjacielem.
Biedny Pax trochę przeleżał na mojej półce, zanim znalazłam chwilę, by w końcu się z nim zapoznać. Miało być całkiem inaczej - miałam zabrać się za lekturę zaraz po otworzeniu paczki. Życie chciało inaczej. A raczej studia, które skutecznie zatruwają mi życie. Jednej mnie byłoby ciężko zabrać się za recenzję w ten gorący zimowy okres, a co dopiero dwóm blogerkom, na całkiem różnych studiach! Udało nam się jednak zgrać - w końcu... - i z zapałem zabrałyśmy się do dzieła. Zwykle razem pisałyśmy o całkiem innych gatunkowo książkach. Celowałyśmy bardziej w klasykę, jednak po studenckim maratonie zdecydowałam się na coś łatwiejszego w czytaniu i padło na porównywanego do Małego Księcia Paxa. Uważam, że to porównanie jest niesamowicie mocno nietrafione. Mały Książę bo co? Bo lis? Ludzie to mają pomysły...
Jest taka choroba, która czasami dopada lisy. Sprawia, że przestają być sobą i atakują obcych. Wojna to taka choroba, tylko u ludzi.
Peter ma najlepszego przyjaciela. Tym przyjacielem jest Pax. Lis, którego kiedyś odnalazł w lesie. Przez te lata stali się nierozłączni. Teraz jednak idzie wojna, więc trzynastolatek musi wyjechać do dziadka, gdzie na pewno będzie bezpieczniejszy. Jego ojciec idzie na front. Chłopiec jest zmuszony pożegnać swojego liska - dziadek jest już starszym człowiekiem i z całą pewnością nie będzie zadowolony, jak jakieś zwierze będzie mu się plątać pod nogami. Takimi argumentami tato przekonał Petera, że Paxowi będzie lepiej w lesie, w jego naturalnym środowisku. Pożegnanie jest bardzo bolesne dla chłopca, a lisek nie rozumie, dlaczego został sam. Pierwszy dzień w nowym miejscu jest dla obojga bardzo stresujący. Peter szybko podejmuje decyzje: przebędzie pięćset kilometrów, które dzieli go od najlepszego przyjaciela i sprowadzić go do domu - przecież chowane w domu zwierzę nie poradzi sobie w dzikich warunkach i umrze z głodu... Peter ucieka więc z domu, jednak droga okazuje się być jeszcze trudniejsza, niż się spodziewał.
Chyba najbardziej zraziła mnie postać małego Petera. Musze przyznać, że trochę mi głupio mówić o nim w ten sposób, ponieważ jest to trzynastoletni chłopiec, a przecież odebrano mu jego kochanego zwierzaka. Poza tym ogółem jego sytuacja jest bardzo nieszczęśliwa: jego matka odeszła, a ojciec, tak jak dziadek, wydaje się apodyktyczny. Niestety moja empatia - jaka by początkowo nie była - szybko się wypaliła. Krótko mówiąc wydał mi się po prostu nieciekawy. Kiedy były rozdziały o nim, czytałam je na pół gwizdka, ponieważ bardziej interesowało mnie to, co działo się z Paxem. I tutaj muszę przyznać, że jak na lisa to Pax w roli głównego bohatera spisał się doskonale. Tęsknota do jego chłopca wydała mi się dużo bardziej autentyczna, niż w przypadku Petera. Do czasu aż nie pojawiła się Vola, którą swoją drogą bardzo polubiłam. Dzięki niej Peter zaczyna się zmieniać i zaczyna być interesujący, nieprzewidywalny, autentyczny, a nie tylko kukiełką, która sztywno podąża za scenariuszem. Sama zaś postać kobiety jest niesamowita. Ma za sobą nieszczęśliwą, problematyczną historię, która skłania ją do wiedzenia pół-pustelniczego życia. Do tego dochodzi jeszcze to, jak rozmawia z chłopcem i jak z czasem jej podejście do ludzi się zmienia. Z mojego punktu widzenia Vola jest najlepszą postacią całej tej książki - oczywiście jeżeli chodzi o ludzkich bohaterów.
Lubię Petera. Od samego początku było mi go żal, choć nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego zwyczajnie nie powiedział ojcu nie. Strach strachem, jednak dlaczego od razu nie wpadł na to, że wychowane w warunkach domowych zwierzę nie będzie potrafiło przetrwać w surowych warunkach? Trzynaście lat to wiek, kiedy już nie jest się dzieckiem i potrafi się samodzielnie myśleć, a surowy tato nie jest wymówką na porzucenie kogoś, kto go kochał. Jak mówił Lis w Małym Księciu: stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś. Mimo to Peter nie wydał mi się zbyt inteligentny. Był trochę zbyt porywczy i nie rozumiem, dlaczego po prostu nie stwierdził ej, te pięćset kilometrów to ja przejadę autobusem, tylko postanowił przejść tę drogę pieszo. Jego spotkanie z Volą było naprawdę najlepszym co mogło go spotkać. Od razu sobie pomyślałam, że ona na pewno zrobi to, czego nie zrobił ojciec i nie zdążyła zrobić matka: wbije mu do głowy potrzebne wartości. Jest ona postacią bardzo rozbudowaną i nieprzeciętną. Widać, że autorka skupiła się na niej najbardziej. Chociaż przypadła mi do gustu to i tak moje serce podbił Pax. Lisi punkt widzenia to coś, czego się nie spodziewałam, więc z zapałem poznawałam życie z leśnych okolic. Pokochałam jego lojalność, troskę i płakałam widząc, jak cierpi.
Zwyczajną prawdę bywa najtrudniej dostrzec, kiedy dotyczy ciebie samego.
Tak jak wspomniałam, historia nie zrobiła na mnie pierwszego dobrego wrażenia. Owszem w zapowiedziach wydawała się obiecująca, dlatego wybrałyśmy Paxa, ale kiedy przyszło, co do czego, to po prostu mnie znudziła. Zatrzymałam się w okolicach siódmego rozdziału z myślą, że nie ma już nadziei dla tego tytułu. Jednak wczoraj w końcu się przemogłam i zaczęłam czytać z dużą dozą ostrożności - w końcu trzeba zachować się profesjonalnie i to skończyć. Musielibyście widzieć moje zaskoczenie na twarzy, żeby zrozumieć jak bardzo zdziwiłam się, kiedy po prostu historia mnie pochłonęła. Od pojawienia się Voli akcja zaczynała nabierać tempa. Stopniowo moje stanowisko zaczęło się zmieniać. Wszystko nabrało głębszego wymiaru i po prostu zainteresowałam się tym, jak zakończy się ta opowieść.
Mamy tutaj jeszcze jednego głównego bohatera, który czai się gdzieś w tle, jednak ciągle jest obecny i miesza w życiu każdej postaci. Jest nim wojna. Nie spodziewałam się tego - gdzieś podskórnie czułam, że to będzie po prostu historia o lisie i jego chłopcu, a nie o zamieszaniu, jakie wprowadzają kontakty zbrojne. Kiedy zrozumiałam, że nie jest ona tylko tłem i powodem, dla którego Peter musiał się przeprowadzić zaczęłam czytać wolniej, ostrożniej. Wyczułam, że tym wszystkim wydarzeniom należy się szacunek. Sara Pennypacker zrobiła coś, czego nie oczekuje się w książkach młodszych czytelników. Wprowadziła tutaj śmierć na froncie, czym zapewne poruszyła w dzieciach czułą strunę i zapoczątkowała masę - zapewne trudnych - pytań. Zmiany, jakie zachodzą w Peterze zaszły też we mnie. Może nie na tyle dojrzałam - stało się to już dawno, po lekturze Innego świata - jednak zaczęłam jeszcze bardziej przyglądać się mijanym na ulicy ludziom i ich historiom, które czasami mają wypisane na twarzy. Nie warto oceniać po pozorach - Vola jest tego idealnym przykładem. Pax nie jest leciutką historią do poduszki. Jest historią potrzebną i wcale nie banalną. Chociaż może wydawać się, że Peter za wszelką cenę chce odnaleźć swojego liska on szuka też tutaj siebie, prawdziwego siebie.
Od samego początku pokochałam tę historię i ujrzałam jej głębszy sens. Przypomniała mi ona o innej książce dla młodszych, która poruszyła mnie tak samo mocno. Przypomnę Wam tutaj o Jedynym i niepowtarzalnym Iwanie, czyli najlepszej historii, jaką kiedykolwiek miałam okazję poznać. Pax jest zaraz na drugim miejscu - jeśli nie na równi - i wydaje mi się, że nikt nie jest za stary na lekturę tych powieści. Ja je będę czytać moim dzieciom, jestem tego pewna. Bo oprócz wartościowego przesłania mają w sobie też przygodę, która nie może znudzić i jestem ciekawa, jak odbierze je taki przeciętny ośmiolatek. Mimo brutalności i tego, że śmierć wisi nad czytelnikiem uważam, że nie ma co czekać z lekturą aż nadejdzie odpowiedni moment, bo takiego po prostu nie ma. Trzeba pozwolić sobie na łzy i nie wstydzić się ich. Te rozdziały z perspektywy łamały mi serce raz za razem i nie potrafiłam zrozumieć Petera. Nigdy w życiu nie pozwoliłabym nikomu na odebranie mi zwierzęcia, za które jestem odpowiedzialna i nie skazałabym je na śmierć z głodu. Mogłeś myśleć wcześniej, chłopcze.
Powinno się mówić prawdę o tym, jaka jest cena wojny.
Pisząc te kilka słów o Paxie staram się patrzeć na tę książkę nie poprzez pryzmat wielkiej metafory, morałów i innych ukrytych znaczeń, ponieważ ich tutaj jest sporo. Chciałabym zobaczyć w tym zwykłą książkę, która po prostu potrafiłaby zabawić czytelnika przez kilka godzin, bez zastanawiania się nad tym czy chłopak rozbił źle uciekając z domu lub czy natura lisa jest faktycznie na tyle silna by wyprzeć udomowienie? Trzeba mieć tutaj na uwadze, że jest to książka dla dzieci, a te moim zdaniem muszą być na tyle bujne w dynamiczną akcję, żeby pewne morały jednak w głowie pozostały. Gdybym dostała tę książkę mając 10/11 lat wiem, że porzuciłabym ją, ponieważ to, co jest najbardziej atrakcyjne ukryte jest dopiero za dobrą połową stronic. Nie chcę, broń Boże, aby każdy z Was pomyślał, iż nie dostrzegam piękna tej książki, bo tak nie jest. Widzę, jak wartościowy jest Pax i koniec końców ciesze się, iż mogłam poznać historię o Peterze i jego lisku. Jednak nie potrafię przestać mieć na uwadze tego, że moje dziesięcioletnie ja odrzuciłoby tę książkę. To sprawia, że nie mogę ocenić jej jako kompletne i bezkonkurencyjne arcydzieło.
Nie zawiodłam się ani trochę na Paxie. Wręcz przeciwnie. Zostałam zaskoczona i to bardzo. Oczekiwałam lekkiej lektury, a dostałam historię pełną emocji, którą połknęłam na raz i nad którą płakałam. Jestem bardzo wyczulona na los zwierząt, a Sara Pennypacker pokazała nie tylko to, jak wojna krzywdzi ludzi, ale też jak cierpią podczas niej ci mniejsi, których nie ma kto uratować. Tyle mówi się o ofiarach w ludziach, a czy ktoś przez chwilę zastanowił się, ile niewinnych zwierząt poległo przez to, że ktoś tam nie mógł się dogadać albo było mu mało władzy? Jak bardzo jesteśmy nieczuli na cudzą krzywdę? Żeby to zrozumieć trzeba poznać losy Paxa i jego lisich przyjaciół, których miałam ochotę zabrać jak najdalej od tego cierpienia. Wiecie co? Jest mi wstyd, że jestem człowiekiem.
Ogólna ocena: 10/10 (arcydzieło)
Ogólna ocena Aypy: 07/10 (bardzo dobra)
Pax // Sara Pennypacker // Pax // Dorota Dziewońska // 26 października 2016 // 296 strony // 29,90 zł
Za możliwość przeczytania dziękujemy wydawnictwu IUVI!
Niestety pierwszy komentarz się nie zapisał i nie pamiętam dobrze jak zapisałem to wszystko, więc napiszę tylko że wszystkie honory zbierają generałowie siedzący bezpiecznie w bunkrze, i nie myślą co się dzieje z żołnierzami na wojnie, ani nikim innym.
OdpowiedzUsuńMyślę że sięgnę po ten tytuł.
-..- moje komentarze są fajne dla mnie. Dla ciebie nie muszą :)
UsuńGłupek. Twoje komentarze są najlepsze.
UsuńNatknęłam się już wcześniej na recenzję tej książki (wtedy jeszcze myślałam, że faktycznie jest głównie dla dzieci), a teraz jestem jej jeszcze bardziej ciekawa. Jeśli tylko będę miała okazję, na pewno przeczytam (i pewnie też będę bardzo przeżywać losy liska)!
OdpowiedzUsuń