Jakiś czas temu czytałam pierwszy tom Kontynentów przyjemności i wahałam się, czy chcę sięgnąć po kontynuację, ale ostatecznie - gdy pojawiła się zapowiedź - nie mogłam się jej doczekać. Doskonale pamiętałam wszystkie wydarzenia, więc szybciutko po Amerykański sen sięgnęłam.
Kolejna strata i kolejna szansa od życia. Historia lubi się powtarzać, zataczać kręgi... Pokochałam zbyt mocno, zbyt intensywnie, spłonęłam w żarze namiętności. Teraz odradzam się jak feniks i rozpoczynam nowe życie. Kolejny raz”. Patrycja ze złamanym sercem wyjeżdża do Ameryki. Max zostaje w Australii. Przed nią nowe wyzwanie – bierze udział w telewizyjnym show kulinarnym, rywalizując o miano najlepszego szefa kuchni.
Od początku bardzo mnie zaskoczył fakt, że chociaż jest to bezpośrednia prawie kontynuacja tomu pierwszego to cały udział Patrycji w owym show kulinarnym jest potraktowany bardzo pobieżnie. Trochę szkoda, bo miałam bardzo duże nadzieje związane z tym wątkiem. Szybko przechodzimy do czasu po i towarzyszymy Patrycji we wszystkich wywiadach, spotkaniach autorskich i trzymaniu się z dala od Maxa. Jest to dosyć przykre, że skupiamy się tak bardzo na ich relacjach, ale biorąc pod uwagę, że to stricte romans... Nie powinnam oczekiwać nic innego.
Miłość jest prosta, to my ją komplikujemy.
Podobało mi się, że Patrycja ma podejście do Maxa bardzo wyrozumiałe, bo jednak ich związek miał spore szanse na przetrwanie, gdyby nie pewne wydarzenia związane z żeńską częścią rodziny Powerów. Uwielbiam ojca Maxa i podoba mi się, że on tutaj występuje trochę częściej niż w tomie pierwszym. Bohaterów jest tutaj mało, skupiamy się przede wszystkim na bezpośrednim otoczeniu Patrycji. Polubiłam bardzo agentkę głównej bohaterki, mam nadzieję, że w tomie trzecim będzie jej jeszcze więcej.
Jest tutaj też wątek prześladowania, który przeplata się przez cały Amerykański sen i trochę szkoda, że jest traktowany tak pobieżnie. Mogłoby to mieć spore znaczenie i pod koniec wszystko się rozkręca, także mam lekkie nadzieje związane z kontynuacją. Jeśli chodzi o romantyczne kwestie... Znudził mi się już związek Maxa i Patrycji. On jest zbyt idealny, ona zbyt doskonała... Gdzie tu jakieś wady, realne cechy postaci?
Jeśli nie będziecie od tego cyklu wymagać zbyt dużo to z całą pewnością Was nie zawiedzie.
★★★★★★☆☆☆☆
Skoro mamy tutaj trochę wątków kulinarnych postanowiłam w gratisie podzielić się z Wami przepisem, który ostatnio wymyśliłam. Bardzo rzadko korzystam z gotowych przepisów, więc być może już go gdzieś widzieliście... Ale gwarantuje, że jest przepyszny.
Składniki:
- mięso mielone wołowo-wieprzowe (800g)
- ryż (50g)
- przecier pomidorowy (dwie łyżki)
- kukurydza (dwie łyżki)
- cebula (pół małej)
- mozarella (nieduży kawałek)
- sól
- słodka papryka
- ostra papryka
- bułka tarta (szczypta)
- jajka (2)
Przygotowanie:
- Ryż gotujemy, odstawiamy.
- Cebulę kroimy w kostkę, dodajemy do mięsa mielonego. Wbijajmy jajka, dodajemy kukurydzę, przecier, bułkę tartą, Doprawiamy.
- Formujemy pulpety w środek każdego wkładając kawałek mozarelli (niewielki, bo mozarella i tak trochę wypłynie). Układamy na papierze do pieczenia.
- Piec ok. 45 minut w 180 stopniach.
Za książkę dziękuję wydawnictwu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?