Skuszona obietnicą cudownej przygody i nawiązań do baśni i legend rzuciłam się na tę książkę. Czekała ona na swoją kolej dość długo, jednak nie zapomniałam o niej. Wręcz przeciwnie. Ciągle czaiła się gdzieś w moim umyśle i często brałam ją do ręki tylko po to, by móc obejrzeć to, jak cudownie została wydana. Wyobrażałam sobie, że będzie to coś, co pokocham od pierwszej strony i nie oderwę się aż do końca. Zwykle moje przeczucia mnie nie mylą. Teraz jednak zawiodłam się tak boleśnie, jakbym spadła z naprawdę wysokiego konia. Mnóstwo ludzi wychwala Salmana Rushdie za jego kunszt i snucie historii. Osobiście - choć mnie to boli - nie sięgnę już po więcej jego książek. Chcę żyć w poczuciu złudnej nadziei, że inne są lepsze i pół świata wcale się nie myli.
Rok 1195. Ibn Ruszda znajduje pod swoim domem tajemniczą dziewczynę, Dunię. Chce ona uniknąć losu prostytutki, więc mężczyzna przyjmuje ją pod swój dach. Nikt nawet nie podejrzewa, że jest ona dżinniją i to nie byle jaką, tylko samą księżniczką Peristanu. Związek tej pary nie trwa długo, jednak dzięki płodności Dunii mogą cieszyć się naprawdę licznym potomstwem. Dzieci człowieka i istoty z dymu bez ognia prawie nie różnią się od swojego ojca, więc przez tysiąc lat żyły nieświadome swojego niezwykłego pochodzenia. Teraz jednak odegrają bardzo ważną rolę w dziejach świata...
Sama fabuła zapowiadała się niesamowicie ciekawie. Dawno już nie czytałam o dżinach. Ostatnią taką serią były Dzieci lampy i pamiętam, że byłam naprawdę zachwycona i zaintrygowana tymi tajemniczymi osobnikami, jakimi są istoty z dymu bez ognia. Łapiąc za Dwa lata, osiem miesięcy i dwadzieścia osiem nocy spodziewałam się czegoś wielkiego. Myślałam, że od razu wciągnę się i nie będę mogła oddychać z wrażenia. Wyobraźcie sobie moje rozczarowanie, gdy książka Salmana Rushdie okazała się zwyczajnie nudna. Widać, że autor starał się przemycić tutaj filozoficzne przesłanki, jednak do mnie całkowicie to nie trafiło. Wszystko wydało mi się niesamowicie denne i płytkie. Być może niektóre wątki wydałyby mi się ciekawe, gdyby nie ten nużący sposób, w który to wszystko jest opowiedziane.
Rozum nie może i nigdy nie zatriumfuje nad dzikim, czystym nierozsądkiem.
Fani Baśni z tysiąca i jednej nocy z pewnością rzucają pożądliwe spojrzenia w stronę Dwóch lat, ośmiu miesięcy i dwudziestu ośmiu nocy, gdyż już sam tytuł łączy te dwie pozycje. Również z tego powodu sięgnęłam po Salmana Rushdie i - na swoim przykładzie - mogę powiedzieć, że nie polecam kierować się tylko tym powodem. Mimo, iż tematyka może wydawać się podobna daleko tej książce fabularnie do historii opowiadanych przez Szeherezadę. Język tego autora jest bardzo kwiecisty i z tego powodu wydaje się po prostu ciężki do przyswojenia. Czytając czułam się jakbym była zanurzona do pasa w mule i z ogromną trudnością brnęłam do przodu z prędkością ślimaka. Już dawno nie miałam w rękach żadnej książki tak długo. Jej lektura zajęła mi prawie dwa tygodnie, a to tylko ponad trzysta stron... Porażka.
Dużo tutaj też nawiązań do religii i filozofii. Dla mnie okazało się to kolejnym powodem, by użyć Dwa lata, osiem miesięcy i dwadzieścia osiem nocy zamiast poduszki i zasnąć na kilka stuleci. Nie da się ukryć, że wymaga ona od czytelnika pełnego skupienia. Spróbujcie tylko na moment odejść od niej myślami, a będziecie zgubieni. Podziwiam ludzi, którym udało się przeczytać ją w całości na raz, bez przerywania lektury na inne książki. Przesłanie Rushdiego zaginęło gdzieś w natłoku niepotrzebnych wyrazów i - z całą świadomością mogę to powiedzieć - nie wyniosłam z niej nic wartościowego, co mnie boli ze względu na ilość czasu, którą jej poświęciłam.
Wszystkie ważne bitwy są ostatecznie konfliktem między miłością, a nienawiścią i musimy uchwycić się nadziei, że miłość jest silniejsza od nienawiści.
Kiedy przeczytałam ostatnią stronę miałam ochotę skakać ze szczęścia, że to koniec. Nie jest to reakcja, której od siebie oczekiwałam i w ogóle mnie ona nie zachwyca. Wiem, że nie powinno się spisywać na straty autora po jednej książce, jednak jego nużącego stylu nie zdzierżę już ani chwili dłużej. Przykro mi, panie Rushdie. Nie dogadaliśmy się i myślę, że to najlepsza pora, by się rozstać i nie wchodzić sobie w drogę.
Ogólna ocena: 03/10 (słaba)
Spełnia wyzwanie: *z liczbą w tytule
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Rebis!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?